Swoich pożytków zapomniawszy
„Korupcja w ochronie zdrowia” to temat, który kompetentnie i wszechstronnie omówił na marcowym spotkaniu Duszpasterstwa Ludzi Pracy ’90 w Legnicy senator Rafał Ślusarz, który od dwudziestu lat jest lekarzem szpitala w Gryfowie Śląskim.
Przyczyny korupcji
Służbę zdrowia uważa się dziś za najbardziej skorumpowaną dziedzinę życia publicznego. Wyprzedza ona w tym zakresie nawet politykę. Jako motto wykładu senator przytoczył słowa modlitwy „Za Ojczyznę” ks. Piotra Skargi: „...byśmy jej i ludowi Twemu, swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie”. Senator na wstępie podał podstawowe przyczyny występowania korupcji. Są to: władza w rękach wąskiej grupy i możliwość jednoosobowego podejmowania ważnych decyzji; brak rozwiązań demokratycznych, rozwinięta biurokracja, brak przejrzystości procedur decyzyjnych, monopole; źle zorganizowana i źle opłacana służba publiczna; słabe sądownictwo; model funkcjonowania społeczeństwa, w którym sukces identyfikowany jest z sukcesem materialnym.
Według Transparency International, międzynarodowej organizacji do zwalczania korupcji, istnieją trzy podstawowe jej przyczyny w służbie zdrowia. Są to: niesymetryczność informacji na linii lekarz – pacjent oraz firma – urzędnik; nieprzewidywalność sektora zdrowotnego; złożoność systemu (kłopoty z kontrolą i duża liczba uczestników: politycy, płatnicy publiczni i prywatni, świadczeniodawcy, pacjenci i dostawcy).
Modele korupcji
Zasadniczo można wyróżnić dwa modele korupcji w ochronie zdrowia: lekarsko – indywidualną (opłaty nieformalne) i urzędniczo – systemową. Ten pierwszy model jest bardzo pospolity i łączy się z tzw. łapówkami; zazwyczaj są to kwoty małe, ale łącznie dają duże sumy, ze względu na ich wielką ilość. Występuje zasadniczo w dawnych krajach postkomunistycznych. Jest to korupcja doskonale znana, zdiagnozowana i opisana, powszechnie potępiana. Stosunkowo też łatwa do ścigania, gdyż istnieje ryzyko, że lekarz biorący łapówkę – niezależnie od swoich kwalifikacji i użytych środków – nie wyleczy pacjenta. Korupcja ta finansowana jest z środków pochodzących spoza służby zdrowia. Drugi model korupcji jest znacznie poważniejszym zagrożeniem dla służby zdrowia, gdyż dotyczy wprawdzie pojedynczych zdarzeń, ale o olbrzymich kwotach. Ten rodzaj korupcji występuje we wszystkich krajach na świecie. Jest on powszechnie bagatelizowany, bo niedostrzegalny. Jest też szczególnie niebezpieczny, bo finansowo okrada służbę zdrowia z funduszy przeznaczonych na leczenie pacjentów, a ponadto trudny do ścigania, gdyż obie strony są zainteresowane jego ukryciem. W świadomości społecznej praktycznie nie istnieje.
Jednym z elementów tego rodzaju korupcji jest korzystanie przez lekarzy ze sponsorowanych wyjazdów i szkoleń oraz przyjmowanie upominków za wypisywanie określonego leku. O skali tego zjawiska świadczy fakt, że tylko na darmowe posiłki dla lekarzy firmy farmaceutyczne w USA wydają 2 miliardy dolarów rocznie. Podobnie rzecz się ma ze sprzedażą sprzętu medycznego dla szpitali. W tej, zorganizowanej systemowo, korupcji uczestniczą politycy, samorządowcy, urzędnicy i instytucje. Często są oni zainteresowani brakiem regulacji prawnych w pewnych dziedzinach lub regulacjami stronniczymi, np. łagodzącymi przepisy zezwalające na stosowanie leków homeopatycznych. Zdarza się też, że programy zdrowotne są fikcją. Rozlicza się materiały, których nigdy nie kupiono, edukację której nie prowadzono itp. Tak samo ma się sprawa polityki lekowej państwa. Wystarczy tu wspomnieć, że globalny rynek fałszywych leków (np. czysta woda zamiast adrenaliny, rozcieńczone leki przeciwmalaryczne, na gruźlicę i AIDS) to kwota rzędu ok. 32 miliardów dolarów rocznie. W Polsce Prokuratura Apelacyjna w Warszawie zajmuje się sprawą doradcy politycznego ministra zdrowia, który od firmy zagranicznej zażądał 1,5 miliona dolarów za wpisanie leku na listę refundowaną w 2004 r. Zagranicą lek combivirt firmy GSK kosztował w Anglii 610 $, a w Ugandzie 20$, co uczyniło niezwykle opłacalny reimport. Z korupcją związane są też decyzje sanepidu o dopuszczeniu do użytku obiektów nie spełniających stosownych wymogów, przyznawanie akredytacji szpitalom, a nawet zwalnianie z czesnego studentów studiów medycznych. Ta ostatnia sprawa jest o tyle bulwersująca, że korupcja zdarzyła się w Ministerstwie Zdrowia, za ścianą pokoju, w którym spotyka się Zespół ds. przeciwdziałania oszustwom i korupcji w ochronie zdrowia, powołany jesienią ub.r. przez min. Zbigniewa Religę. W pracach tego Zespołu uczestniczy sen. Ślusarz. Wskazując metody działań antykorupcyjnych podał on przykład Niemiec, gdzie wprowadzono zakaz prywatnej praktyki lekarzom pracującym w szpitalach. Za sposoby ograniczające korupcję wskazuje się też rynek konkurencji ubezpieczycieli i zniesienie systemu ordynatorskiego, a od strony prawa wprowadzenie obligatoryjnego przepadku mienia przy udowodnionej korupcji oraz zasady wykazania, że majątek został uzyskany zgodnie z prawem. Na koniec prelegent stwierdził, że mimo wprowadzania antykorupcyjnych rozwiązań systemowych nadal sumienie człowieka pozostanie podstawowym narzędziem do identyfikacji i radzenia sobie z konfliktami interesów.
Bez reglamentacji i bez korupcji
Głos senatora uzupełnił, w obszernym wystąpieniu, dyrektor prywatnego szpitala w Ozimku na Opolszczyźnie, także lekarz Józef Tomasz Juros. Powiedział on, że lekarze to nie jest jakaś szczególnie zła grupa ludzi. To taka sama grupa zawodowa jak każda inna. Podstawową przyczyną korupcji jest reglamentacja usług. Za czasów PRL, aby kupić kilo pomarańczy trzeba było mieć znajomości w sklepie, bo pomarańczy było mało, a chętnych do ich kupienia dużo. Tak było ze wszystkim. Nie można było nic normalnie kupić, wszystko trzeba było załatwić, czyli uzyskać przez korupcję. Dziś nic takiego się nie dzieje, pomarańczy każdy może kupić ile zechce, bez jakiegokolwiek załatwiania. Podobnie jest ze służbą zdrowia. Reglamentacja usług medycznych jest przyczyną korupcji. Podstawowy mechanizm korupcyjny tworzy monopolista ubezpieczyciel, który decyduje o ilości zabiegów. Kolejka do świadczeń tworzy korupcję. Tworzy się sztuczne klasyfikacje szpitali, np. nowoczesny to taki, który ma 150 łóżek. Dostawia się więc jakiekolwiek łóżka, byleby było ich tyle ile trzeba. Trzeba po prostu uwolnić rynek usług medycznych, a ludzie sami pójdą tam, gdzie jest najlepszy szpital. Nie można nadal tolerować pomysłów urzędników. Uwolnienie rynku ubezpieczeń zdrowotnych spowoduje konkurencję. Jeden szpital nie jest w stanie wykonać usługi za ubezpieczenie, a tymczasem drugi jeszcze na tym zarobi. Przykładem jest szpital którego jestem dyrektorem. Jego fundusze pochodzą w 93 % z Narodowego Funduszu Zdrowia, a tylko w 7% z usług świadczonych na rzecz innych podmiotów. Jest to prywatny szpital, który leczy za państwowe pieniądze. Lekarze zarabiają tu znacznie więcej niż w innych szpitalach. Pensja stażysty z dodatkami jest na ogół około trzykrotnie wyższa niż gdzie indziej, a szpital w całości jest dochodowy. Tylko, że zatrudnieni w nim lekarze nie prowadzą prywatnej praktyki, a pacjentów przyjmują jedynie w szpitalu. Stale prowadzone są konkursy, w których pyta się pacjentów o zdanie w sprawie opieki nad nimi. Najlepsi w konkursach otrzymują nagrody, premie i wyróżnienia. „Nasz pacjent nie szuka prywatnej praktyki lekarskiej, bo wie, że w naszym szpitalu za swoje ubezpieczenie będzie leczony na najwyższym poziomie” – dodał doktor Juros.
Ciekawa, merytoryczna dyskusja – z udziałem wielu dyrektorów legnickich placówek służby zdrowia – przeciągnęła się do późnych godzin wieczornych. Jej efektem było stwierdzenie, że są doskonali lekarze i organizatorzy służby zdrowia. To oni powinni odegrać czołową rolę w jej reformie, ograniczając do minimum gnębiące ją procesy korupcyjne „aby swoich pożytków zapomniawszy, mogli służyć uczciwie swoim pacjentom”.
Adam Maksymowicz – artykuł o spotkaniu z 01.03.2007 r. napisany dla tygodnika „Niedziela”
Skrócona wersja tego artykułu ukazała się w miesięczniku "Opcja na prawo" nr 4 z 2007 r.