Opus Dei - Dzieło Boże
O Opus Dei krążą najróżniejsze opinie. Przeciwnicy wyolbrzymiają normalne jego działania, zachowania i wymagania oraz przypisują mu cele całkowicie obce. Tak działo się w czasach PRL, kiedy władza była zainteresowana, jeżeli nie osłabianiem wpływów Kościoła, to przynajmniej dezinformacją na jego temat. Teraz, kiedy jest demokracja i wolność, styl ten nadal jest uprawiany. Tyle tylko, że już nie przez oficjalne czynniki polityczne i rządowe. W tej sytuacji Duszpasterstwo Ludzi Pracy ’90 w Legnicy postanowiło zasięgnąć informacji o Opus Dei u samego źródła. Tak powstała myśl zaproszenia ks. dr. Ignacego Solera, kapłana Prałatury Personalnej Opus Dei, Hiszpana pracującego od 1994 r. w Polsce. Spotkanie odbyło się 25 września br. Ks. Soler od 1971 r. związany jest z Opus Dei. Studiował matematykę na Uniwersytecie w Madrycie. Święcenia kapłańskie otrzymał w 1981 r., a w dwa lata później został doktorem teologii na Uniwersytecie w Pampelunie. Doskonale włada językiem polskim.
Homilia
Przed spotkaniem odprawił Mszę św. w intencji naszej codziennej pracy, aby była drogą do świętości oraz wygłosił homilię. Nawiązał w niej do tej części Księgi Rodzaju, w której mowa jest o tym, że Bóg stworzył świat i uznał, że Jego dzieło jest dobre. Ksiądz Solerl, przypomniał, że Jezus Chrystus przez 30 lat pracował w Nazarecie. Bóg zatem stwarza, Bóg pracuje. Ale potrzebuje pracy człowieka. Człowiek jest powołany, aby współpracował z Bogiem. Tak też rozumiał sens istnienia tutaj, na ziemi św. Josemaria Escrivá de Balaguer – założyciel Opus Dei: „być podobnym do Chrystusa i przez pracę, świętą pracę, przekształcać świat”. Taka praca jest najlepszym środkiem w dążeniu do doskonałości, aby królestwo Chrystusa było obecne wśród nas.
2 października 1928 r. (prawie dokładnie 80 lat temu) Bóg objawił Swoją wolę Josemarii, który wówczas zobaczył Dzieło Boże po raz pierwszy. Nie odniósł on wezwania Boga tylko do siebie. Zrozumiał je jako zadanie do przekazania innym: miał zachęcać do świętości. Wola Boga jest bardzo prosta, a jej treść zawsze taka sama: uświęcenie. Oznacza to utożsamianie się z Chrystusem, bycie drugim Chrystusem, samym Chrystusem. Kiedy mówimy o świętości myślimy, że jest ona tylko dla niektórych, wybranych, że to nie dla nas, nie dla mnie, bo ja jestem przeciętnym śmiertelnikiem. Założyciel Opus Dei mówi nam, że tak nie jest. On działa jak budzik, budził i budzi nas. On mówi: świętość nie jest niczym nadzwyczajnym, świętość to normalne powołanie każdego chrześcijanina. Świętość jest dla wszystkich, to jest normalna rzecz i polega na tym, aby skierować całe życie codzienne ku Bogu, żyjąc wiarą w każdej sytuacji. Opus Dei istnieje w Kościele, aby służyć Kościołowi tak jak Kościół tego chce. Kościołowi, który jest charyzmatyczny i hierarchiczny równocześnie. Tam gdzie jest Papież, tam jest Kościół. Miłość do Jezusa, do Maryi i do Papieża to były trzy miłości Josemarii. Winny być one także naszymi miłościami.
Zawdzięczam mu życie
Po Mszy św. ks. Ignacy Sorel wygłosił prelekcję pt. „37 lat w Opus Dei – moje osobiste doświadczenia”. Była ona pełna wspomnień, wrażeń i przeżyć. Najlepiej zatem przytoczyć skróconą formę narracji prelegenta: „Moje poznanie Opus Dei jest bezpośrednio związane z poznaniem jego założyciela, św. Josemarii, kanonizowanego przez sługę Bożego Jana Pawła II w niedzielę 6 października 2002 r. Poznałem naprawdę człowieka świętego. Kiedy zacząłem czytać (w 1977 r., w Madrycie, gdy korzystałem jako licealista z formacji ośrodka Opus Dei) „Drogę” autorstwa Josemarii, to można powiedzieć, że już wtedy go poznałem. Wprawdzie nie bezpośrednio, ale poprzez jego pisma i poprzez styl, jaki panował w ośrodkach Dzieła. Pamiętam jak rozmawiałem z kapelanem tamtego ośrodka. W trakcie rozmowy popatrzył on na zdjęcie Josemarii i zapytał: – Czy wiesz, kto to jest? Odpowiedziałem: – Tak, Monsenor, Josemaria Escrivá de Balaguer. Ksiądz powiedział wówczas: – Ja zawdzięczam mu życie. Pomyślałem, że to lekka przesada i powiedziałem do niego wprost: – Czy ksiądz przypadkiem trochę nie przesadza? Ksiądz zaprzeczył: – Nie. Naprawdę jestem mu wdzięczny za to, że jestem chrześcijaninem i kapłanem. Teraz kiedy minęło od tej rozmowy trzydzieści osiem lat, mogę powiedzieć to samo.
Poznałem Założyciela
Stało się to w dniu 24 października 1972 r. w Madrycie, w szkole Tajamar, która jest dziełem korporacyjnym Opus Dei w biednej dzielnicy Vallecas. Miałem wtedy 17 lat i od półtora roku prosiłem o wstąpienie do Opus Dei. Znaleźliśmy się w wielkiej sali, istniejącej do dzisiaj, podobnej do teatru. Było nas około tysiąca młodych ludzi. Założyciel był naturalnym i bardzo radosnym człowiekiem, całkiem normalnym księdzem. Zauważyłem, że mówi o Bogu i opowiada o prostych rzeczach tym samym tonem głosu. Padały różne pytania. Ktoś zadał takie: – Ojcze, jaką cnotę ludzką najbardziej Ojciec lubi? Odpowiedź była szybka i konkretna: – Lojalność! W tym czasie niewierności wobec Chrystusa i Kościoła trzeba być lojalnym, jak żołnierz na warcie. I, aby być lojalnym, bądźmy szczerzy, miłujmy prawdę i mówmy całą prawdę. Dwa lata później, 18 maja 1974 r., znów byłem ze św. Josemarią w Colegio Mayor Montalbán w Madrycie. Na tym spotkaniu było około dwustu osób, wszyscy w wieku studenckim. Byłem wtedy na drugim roku matematyki na Uniwersytecie Complutense. Założyciel w trakcie rozmowy zamilkł, zrobił przerwę i patrząc na nas w ciszy – patrzył na mnie i na każdego z nas, trwało to może minutę lub dwie, nie pamiętam jak długo, powiedział: – Czy wiecie dlaczego tak bardzo was kocham? I odpowiedział: – Ponieważ widzę w każdym z was Chrystusa młodego. Ta odpowiedź daje, według mnie, klucz do zrozumienia tego świętego. Widział on Chrystusa w każdym człowieku.
Papież
W kwietniu 1974 r. byłem w Rzymie na Międzynarodowym Kongresie Studentów (UNIV), który co roku odbywa się tam w Wielkim Tygodniu. Było około pięciu tysięcy młodych ludzi. Uczestniczyłem w dwóch spotkaniach z założycielem, będąc stale pod wrażeniem sposobu, w jaki mówił o miłości, którą mamy żywić do papieża. W wielką środę mieliśmy audiencję z papieżem Pawłem VI w sali konferencyjnej Aula Nervi, teraz nazwaną Aulą Pawła VI. Uczyniłem wtedy coś wyjątkowego. Wszedłem na krzesło i na barierę. Na wysokości prawie dwóch metrów od ziemi wyciągnąłem rękę i zaryzykowałem upadek, by uścisnąć dłoń Pawła VI, którego właśnie niesiono na krześle gestatorii. Widziałem jak Papież Paweł VI pochylił się i wyciągnął rękę. Mocno trzymałem jego dłoń i powiedziałem do niego: – Jesteśmy z tobą! Wtedy nie była to sprawa tak łatwa, jak później z Janem Pawłem II, który w ten sposób pozdrawiany był przez wszystkich.
Wyznanie
Po 37 latach w Opus Dei i 27 latach kapłaństwa, kiedy czytam różne artykuły o Dziele i o św. Josemarii wiem, że to co ja poznałem i poznaję na co dzień nie ma nic wspólnego z masonerią, z tajemnicą, z elitą, z czymś tylko dla niektórych, z pieniędzmi, czy z polityką. Wiem, że duch Opus Dei i jego święty założyciel prowadzą mnie każdego dnia do Chrystusa, do prawdy. Czytając encyklikę „Fides et ratio” Jana Pawła II byłem zaskoczony jak wiele razy używa on słowa „prawda”. Bo prawda pozostaje prawdą zawsze, niezależnie od punktu widzenia.
Wszyscy obecni na spotkaniu DLP’90 byli pod wrażeniem tego niezwykłego kapłana z dalekiej Hiszpanii, ale jednocześnie z tak bliskiej nam Polski. Jego ekspresja, temperament, osobiste świadectwo, przekonanie i z wiarą przekazywane świadectwo spotkały się z podziwem, uznaniem i chęcią do naśladowania w życiu codziennym tego, czego nauczał założyciel Opus Dei.
■ Adam Maksymowicz - Niedziela nr 43/2008