Kto będzie pamiętał?
Słowo wstępne
Nie pamiętamy naszej historii. Statystyki pokazują, że tylko co piąty z nas wie, czym była tzw. rzeź wołyńska. Na szczęście są naukowcy, którym chce się pracować nad tym, aby wreszcie statystyki zaczęły nam sprzyjać. Do takich należy prof. Stanisław Srokowski, który odwiedził Duszpasterstwo Ludzi Pracy ’90. Może jemu się chce, bo sam cudem ocalał z ukraińskonacjonalistycznej hekatomby? A może dlatego, że winni jesteśmy tę pamięć 60 tys. ofiar, a także tym, którzy – uciekając z Wołynia – azyl znaleźli w Legnicy, Jeleniej Górze, Jaworze.
■ Roman Tomczak, redaktor wydania.
Na terenie naszej diecezji nadal żyje kilkanaście tysięcy osób pamiętających tzw. rzeź wołyńską. Niestety, badania pokazują, że tylko 14 proc. Polaków wie, co to było.
Kolejnym gościem, zaproszonym do Legnicy przez Duszpasterstwo Ludzi Pracy ’90 był prof. Stanisław Srokowski. Czwartkowe (12.02) spotkanie, zorganizowane jak zwykle w domu oo. franciszkanów przy ul. Okrzei, rozpoczęła Msza św., której przewodniczył o. Polikarp Strelkowski, franciszkanin z Kowla na Ukrainie. Kowel był jednym z województw na Wołyniu, których mieszkańcy byli mordowani przez nacjonalistów ukraińskich podczas ostatniej wojny, zwłaszcza w latach 1943–1944. Ten okres nazywany jest w historiografii polskiej rzezią wołyńską. Historycy szacują, że w jej konsekwencji życie straciło ponad 60 tys. Polaków. Niestety, coraz mniej rodaków pamięta o ofiarach tamtych dni.
– To znaczy, że coś złego dzieje się z naszym państwem. Że coś jest w nim źle urządzone – mówił podczas swojego wykładu prof. Srokowski, który sam, jako dziecko, został ocalony z pogromu na Wołyniu.
Przykre w tej nieznajomości własnej historii jest również to, że problem dotyczy także mieszkańców naszej diecezji, gdzie bez trudu znaleźć można całe wsie przeniesione z Wołynia na Dolny Śląsk. Pamięć po zbrodniach wołyńskich pielęgnują już tylko najstarsze pokolenia. Czy będą miały komu przekazać swoją wiedzę?
■ Andrzej Felak - Gość Niedzielny nr 8/178 z dnia 22.02.2009 r