Święty Jan Maria Vianney - tercjarz franciszkański
Po raz dwudziesty trzeci gościem Duszpasterstwa Ludzi Pracy ’90 w Legnicy był o. Tadeusz Słotwiński – franciszkanin z Zakonu Braci Mniejszych (OFM). Doktor teologii i profesor Wyższego Seminarium Duchownego Antonianum we Wrocławiu wygłosił odczyt pt. „Święty Jan Maria Vianney – tercjarz franciszkański”. Prelekcję poprzedziła Msza Św. odprawiona w intencji wypraszania łask wiary dla Polski i Europy za przyczyną zmarłych w opinii świętości Henryka II Pobożnego i jego małżonki księżnej Anny. Rozważania o życiu i świętości księdza Jana Vianneya są uzasadnione nie tylko tym, że w Kościele katolickim trwa jeszcze Rok Kapłański ogłoszony przez papieża Benedykta XVI z racji przypadającej 150. rocznicy śmierci tego kapłana. Warto przypomnieć, że niedawno zakończyły się obchody 800-lecia powstania franciszkanów, a za dwa lata podobne uroczystości dotyczyć będą rocznicy założenia zakonu Klarysek. Z początkami tego zakonu związana jest św. Agnieszka czeska i jej siostra, ww. Anna – księżna śląska. Od 1221 roku istnieje III Zakon Franciszkański, czyli tzw. tercjarze, lub jeszcze inaczej franciszkański zakon świeckich, do którego mogą należeć też duchowni. Należało do niego kilku papieży, jak np. Pius IX, który zwołał Sobór Watykański I, którego 32-letni pontyfikat był najdłuższym w historii Kościoła. Jego członkiem był także bohater wykładu. Wspólnota DLP ’90, działająca 20 lat przy franciszkańskim klasztorze, chciała zwrócić uwagę na ten mało znany fakt z życia świętego.
Młodość
Jan Maria Vianney urodził się 8 maja 1786 roku w Dardilly koło Lyonu. Wychował się w rodzinie bogobojnych i pracowitych wieśniaków. Jego dziecinne i młode lata biegną w czasie rewolucji francuskiej oraz surowych i zawziętych prześladowań Kościoła. Religii uczył się po kryjomu. Pierwszą Komunię Świętą przyjął w szopie zamaskowanej furą i sianem. Czytać i pisać nauczył się mając lat 17. W 1813 roku został przyjęty do seminarium duchownego w Lyonie. Nauka szła mu ciężko i dlatego przełożeni radzili mu nawet, aby opuścił seminarium. Dzięki jednak interwencjom swego proboszcza, mimo bardzo słabych wyników w nauce, otrzymał on święcenia kapłańskie. Miał wtedy już 29 lat.
Ars
W 1818 roku powierzono mu zaniedbaną i podupadłą parafię w Ars, która liczyła sobie zaledwie 230 dusz. Szybko zwrócił uwagę mieszkańców swoim pokornym i autentycznym życiem pełnym prac i modlitwy. Mimo trudności i obojętności mieszkańców na nic nie narzekał, cierpliwie z wszystkimi rozmawiał. Sobie odmawiał wszystkiego. Jadł mało i sypiał niewiele. Nie miał środków do życia, ale był szczęśliwy. Często odwiedzał ludzi w ich domach i przy pracy. Całymi godzinami klęczał i modlił się przed Najświętszym Sakramentem. Jego dobroć, łagodność oraz umiłowanie Boga i ludzi szybko wydały owoce. Wkrótce do Ars zaczęły napływać regularne pielgrzymki. . Przybywali do niego ludzie z całej Francji. I to zarówno zwykli ludzie, jak i elita tego kraju. W dzień głosił kazania. Nie było w nich wielkiej mądrości, ani też specjalnie wyszukanych zwrotów. Mówił językiem prostym, o podstawowych prawdach wiary: grzechu, pokucie, modlitwach, sakramentach, miłości bliźniego, nadziei, śmierci, warunkach dobrej spowiedzi świętej, sądzie ostatecznym. Parafianie powoli przekonywali się do swojego proboszcza. Coraz ich więcej można było zastać w kościele. Coraz częściej też przystępowali do sakramentów. Całymi godzinami spowiadał. Kiedy brakło dnia spowiadał w nocy, choć nie miał już sił do słuchania spowiedzi. Rocznie spowiadał po ok. 20 tys. ludzi. Przez wszystkie lata swej kapłańskiej posługi wyspowiadał około jednego miliona ludzi. Prześladowały go choroby, a przede wszystkim bóle żołądka. Miał wiele skrupułów oraz prześladowały go wyrzuty sumienia. Te ostatnie związane były z troską o własne zbawienie i zbawienie ludzi, których spowiadał. Lękał się Sądu Bożego. Nękał go stale szatan. Ukazywał mu się w odrażającej postaci, bił go, podpalał łóżko
Tercjarz
Nie wszystko przyszłemu świętemu szło gładko. Kiedy – mimo jego wielkiej ofiarności, modlitwy, postów i kazań – ludzie nie chcieli się nawrócić uciekał z Ars, a gorliwość swoją umacniał biczując się codziennie. Biskup nakazywał mu jednak każdorazowo powrót do swojej parafii. Zabrano mu nawet brewiarz, wiedząc iż bez niego nigdzie się nie ruszy. W Lyonie miał on spowiednika – o. Leona, który był kapucynem. Ksiądz Jan, poznając historię zakonu franciszkanów, zapragnął do niego wstąpić. Jego spowiednik jednak na to się nie godził, mając na uwadze dobro jego parafian, a nie korzyści własnego zakonu. Mówił mu, że więcej może uczynić dobrego pozostając w parafii, niż wstępując do zakonu. Gdy jednak usilnie nalegał, o. Leonard wyjaśnił mu co to jest trzeci zakon i zapoznał go z jego regułą. Proboszcz z Ars poprosił wtedy o habit tercjarski. Został przyjęty do III Zakonu św. Franciszka w 1848 r. Od tego czasu zawsze chodził w habicie franciszkańskim, przepasany białym sznurem. Widząc to, jego parafianie bardzo zaniepokoili się, że proboszcz ich porzuci. Ale kiedy dowiedzieli się, że tercjarzami mogą być zarówno osoby świeckie, jak i duchowne oraz, że bycie tercjarzem jest jeszcze inną formą praktykowania pobożności zaczęli gremialnie zapisywać się do tego zakonu.
Święty
Ksiądz Jan Vianney w Ars zatrzymał się na 41 lat i zmarł tu w roku 1859, w wieku 73 lat. Kiedy otrzymał Wiatyk na ostatnią drogę powiedział: „Ja już nie mogę przyjść do Niego...”. Został pogrzebany w miejscowym kościele. Beatyfikował go papież Pius X w 1905 roku, a kanonizował papież Pius XI w dniu 31 maja 1925 roku. Cztery lata później ten sam papież ogłosił go patronem wszystkich proboszczów. Pod koniec życia spotkał się z honorami świeckimi i kościelnymi. Biskup diecezji mianował go kanonikiem honorowym, a rząd przyznał mu Order Legii Honorowej. Uznanie to spotkało się jednak z krytyką i atakiem wielu środowisk kościelnych, zazdrosnych o tego rodzaju wyróżnienia, o które sam zainteresowany ani nie dbał, ani się też o nie starał.
Świadek wiary
Można zapytać się, cóż jest niezwykłego w tym, pełnym trudu i poświęcenia, życiu jednego z wielu kapłanów parafialnych? Odpowiadając na to pytanie prelegent powiedział, że nie tylko słowa, ale przede wszystkim czyny księdza Jana Vianneya były świadectwem jego niezłomnej wiary. Dodał też, że nie sposób nie podzielić się refleksją, iż obecnie w Polsce w wielu środowiskach, w parafiach sytuacja nie jest o wiele lepsza niż ta w porewolucyjnej Francji, w której żył i działał święty. Przykład jaki dał, ten ubogi i pozbawiony intelektualnych zdolności, proboszcz z Ars, pokazuje, że każdy z nas może być świadkiem wiary, niezależnie od swego stanu, zawodu i wykształcenia.
Odczyt ks. profesora Tadeusza Słotwińskiego przypomniał nam, że Polska, Europa i świat – w nowych, innych niż wówczas okolicznościach – czekają na świadków wiary i kontynuatorów drogi życiowej księdza Jana Vianneya.
■ Adam Maksymowicz – Niedziela z dn. 30.05.2010 r.