Państwo dobrobytu
Pieśnią „Pod Twoją obronę” rozpoczęło się październikowe spotkanie Duszpasterstwa Ludzi Pracy ’90 w Legnicy. Mszę świętą w intencji Ojczyzny odprawił o. Stanisław Paszewski OFM, od sierpnia przebywający w legnickim Klasztorze Zakonu Braci Mniejszych przy ul. Macieja Rataja. Wygłosił on homilię, w której zwrócił uwagę na potrzebę rozwoju każdego człowieka. Każdy jest poznawany i daje się poznawać. Każdego dnia każdy z nas pisze swoją księgę życia. Powstaje wtedy grunt do prawdziwej przyjaźni i miłości. W takim klimacie rodzą się rzeczy wielkie. Istnieje stała potrzeba doskonalenia formacji każdego z nas. Dlatego konieczne są duszpasterstwa różnych środowisk. Homilię zakończył słowami: „Prośmy więc Boga, aby uświęcił nasze spotkanie i błogosławił w budowaniu lepszego dzisiaj i jutra”. Po Mszy świętej prof. Jerzy Żyżyński z Uniwersytetu Warszawskiego wygłosił odczyt pt. „Czy państwo socjalne szkodzi rozwojowi gospodarczemu?”. Prelegent jest znanym krajowym ekspertem gospodarczym, posłem na Sejm RP. W latach 2006-2008 był członkiem Rady Nadzorczej KGHM Polska Miedź w Lubinie. Był także członkiem Narodowej Rady Rozwoju przy Prezydencie RP Lechu Kaczyńskim.
Liberalny mit
Głosi on, że państwo socjalne jest złe. Najważniejsi są w nim przedsiębiorcy, bo oni tworzą miejsca pracy. Mit ten głosi dalej, że państwo socjalne to opiekuńczość, która szkodzi gospodarce. Czym jest zatem państwo socjalne? Jest to państwo dobrobytu. Na to liberałowie odpowiadają, że nie stać nas na państwo dobrobytu, bo mamy nadprodukcję towarów i nie możemy ich sprzedać, państwu socjalnemu towarzyszy inflacja i stagnacja, a na dodatek produkcja jest znacznie wolniejsza i trzeba pobudzić gospodarkę. Dobrobyt jednak zależy od tego, co też sami produkujemy i w jakiej ilości. Od tego ile produkujemy dóbr, które zaspokajają nasze potrzeby. Siła gospodarki rośnie dzięki eksportowi. Za pieniądze pochodzące z tego źródła możemy kupić wszystko, co jest nam potrzebne. Pracujemy i płacąc podatki tworzymy dochód narodowy w postaci określonej sumy pieniędzy. Mają one swoją siłę nabywczą. Tylko coś szwankuje w podziale tego dochodu. Państwo rozdziela go na edukację, służbę zdrowia, emerytury itp. Liberalny mit twierdzi, że emerytury są obciążeniem pracy, podobnie jak składki na zdrowie i ceny. Jest to mit całkowicie fałszywy. Nie można ograniczać do biologicznego minimum wszystkich zobowiązań. Przecież pracownicy, emeryci i wszyscy inni pieniądze wydają. Dzięki temu gospodarka działa. Ludzie powinni dobrze zarabiać, aby dobrze ona działała. Mit niskich zarobków i niskich kosztów pracy szkodzi gospodarce. Sytuację tę najlepiej ilustruje powiedzenie Henry Forda, że jego pracownicy muszą dobrze zarabiać, aby stać ich było na kupowanie produkowanych przeze niego samochodów. Wszystkie zarobki pracowników, poprzez zakupione przez nich towary, wracają przecież do pracodawcy. Efektem niskich zarobków jest ucieczka najzdolniejszych ludzi za granicę.
Czcij ojca i matkę swoją
Część swego dochodu każde państwo przeznacza na emerytury. Tymczasem w Polsce coraz więcej pojawia się głosów, że emerytury trzeba obniżyć, bo gospodarka tego nie wytrzyma. Tymczasem średnia emerytura w USA wynosi ok. 70 procent wynagrodzenia podczas, gdy w Polsce jest to tylko 30 procent. Ten polski wskaźnik, przy wysokich płacach, da się uzasadnić. Jednak przy niskich zarobkach emerytury są głodowe. Czy zatem można je jeszcze obniżać? Tym bardziej, że emerytura nie jest żadną łaską rządu dla starszych ludzi. Oni ją wypracowali przez całe swoje życie i należy się im ona w wysokości gwarantującej utrzymanie na przynajmniej przeciętnym poziomie. Propozycje obniżania emerytur są moralnie nie do zaakceptowania. Szczególnie wtedy, kiedy poglądy takie głoszą politycy uważający się za katolików. Przecież czwarte przykazanie mówi wyraźnie: „czcij ojca swego i matkę swoją”. Emeryci to właśnie nasze matki i nasi ojcowie.
Symbol dobrobytu
Opieka zdrowotna, poziom jej realizacji jest jednym z wyznaczników dobrobytu państwa. U nas na wszystko brakuje pieniędzy. Szpitale są zadłużone i wystawione na sprzedaż. Nasza składka na służbę zdrowia należy do jednych z najniższych na świecie. Wynosi 9 procent. Tymczasem u naszych sąsiadów, w Czechach i na Słowacji, jest to 13 procent. Polscy przedsiębiorcy stanowczo sprzeciwiają się jej podniesieniu, bo nadmiernie obniżyłoby to ich dochody oraz wynagrodzenia. Zapominają jednak o tym, że gospodarka stanowi system naczyń połączonych. Pieniądze wydane na służbę zdrowia wracają do przedsiębiorców w postaci zamówień, zleceń i wykonawstwa na jej rzecz. Państwo ma obowiązek dbać o całość zobowiązań względem wszystkich obywateli, a nie tylko o doraźne zyski przedsiębiorców. Państwo musi mieć wolę realizacji opieki zdrowotnej na wysokim poziomie. Jeżeli tej woli nie ma to służba zdrowia nie może wypełniać swoich zobowiązań.
Zaciskanie pasa
Skoro państwo socjalne jest państwem dobrobytu, to chyba każde państwo na świecie powinno dążyć do tego, przynajmniej deklaratywnie, aby takim państwem być. Jednak, aby państwo mogło ten cel osiągnąć musi mieć właściwą hierarchię celów. Nie może być nim kolejny mit „zaciskania pasa”. Prowadzi on do tego, że stan gospodarki zamiast poprawiać się jest coraz gorszy. Jeżeli przyjąć nawet tę koncepcje, to tylko w imię, zwiększonych gdzie indziej inwestycji. Przykładem jest budowa własnego domu. Oszczędzamy na związane z nim wydatki. Robotnicy, którzy go budują zarabiają i wydają te pieniądze, podnosząc swój stan materialny. Tak samo budujący dom, w końcowym rezultacie otrzymuje znacznie większą wartość niż wydane oszczędności. W ten sposób nakręca się gospodarkę, w której wszyscy pracujący powiększają swoje dochody i bogactwo. Tylko takie oszczędzanie ma sens, bo zwiększa siłę nabywczą włożonego kapitału. Czynione zaś samo dla siebie powiększa tylko biedę, gdyż blokuje obrót pieniądza w gospodarce. Swego rodzaju oszczędzaniem jest eksport. Nie konsumujemy wszystkiego, co wytwarzamy. Część sprzedajemy za granicę. W zamian możemy tam kupić niezbędne dla nas surowce i towary, potrzebne dla dalszego rozwoju gospodarki. Mechanizm ten doskonale został opanowany przez najwydajniejsze gospodarki świata, do których należą USA, Chiny i Niemcy. Odwrotnie jest w krajach południowej Europy, takich jak Grecja, Hiszpania i Włochy, których gospodarki oparte są na wytwarzaniu półproduktów. Państwa te nie mają co eksportować. W sytuacji, gdy jedni są eksporterami, a drudzy tylko importerami, kryzysu przełamać się nie da. Jest to kryzys strukturalny. Proponowane tym krajom „zaciskanie pasa” nic nie pomoże, tylko jeszcze bardziej utrudni im wyjście z trudnej sytuacji. Dopóki nie odzyskają one własnej waluty nie wyjdą z kryzysu. Jej brak utrudnia i uniemożliwia eksport ich towarów. Wspólna waluta służy tylko bogatym eksporterom.
Edukacja ekonomiczna
Po zakończonej prelekcji rozpoczęła się długa dyskusja, pełna pytań i wyjaśnień. Poruszono w niej kwestie długu i jego wpływ na gospodarkę. Okazuje się, że dług nie jest żadnym problemem dla państw, które notują stały wzrost gospodarczy, jak na przykład Niemcy i USA. Tymczasem nasze oszczędności przekazywane są na produkcję, jednak bez rozwoju. Podobnie wygląda sprawa budżetu. Ma on służyć rozwojowi gospodarki, a nie wyimaginowanym i sztucznym wskaźnikom utrzymania jego równowagi. Zmniejszanie budżetu i wydatków, to zmniejszanie dochodów. Istotne jest aby powstający dług, był wewnętrzny, a nie zagraniczny. Spłata długu wewnętrznego powoduje dalszy rozwój gospodarki, bo wraca on do obywateli w postaci infrastruktury i wyższego standardu życia. To samo dotyczy podatków. Najwyższe są one w państwach skandynawskich, gdzie stopa życiowa ludności jest wysoka. Ucieczka z nich kapitałów jest czymś godnym potępienia. Wszak kapitaliści też powinni być patriotami i wspierać własny naród w ekonomicznej konkurencji.
Proste i komunikatywne przedstawienie skomplikowanych relacji ekonomicznych państwa, to podstawowy atut prelekcji prof. Jerzego Żyżyńskiego. Zaprezentowana przez niego edukacja ekonomiczna jest szczególnie cenna i potrzebna w dobie zamieszania i upowszechniania szkodliwych mitów gospodarczych.
■ Adam Maksymowicz, artykuł napisany dla tygodnika „Niedziela”.