Emerytura w dekalogu
Wystarczy tylko dobrze wytłumaczyć pojęcia i ekonomia przestaje być straszna
W kościele rzadko kiedy można usłyszeć o ekonomii. O niej w kaplicy franciszkanów opowiedział prof. dr hab. Jerzy Żyżyński. Profesor od wielu lat uczestniczy w publicznej debacie o wpływie polityki państwa na gospodarkę. Pracował w wielu instytucjach rządowych oraz był ekspertem w Radzie Społeczno-Gospodarczej przy Rządowym Centrum Studiów Strategicznych. Jest wykładowcą akademickim, a w obecnej kadencji zasada w ławach sejmu z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Jak przystało na naukowca, profesor swój legnicki wykład rozpoczął od wyjaśnień podstawowych pojęć ekonomicznych. Wszystko po to, aby – jak sam mówi – zanegować tezy stawiane przez liberalne media. – Tam pojawia się ciągle myśl, że państwo opiekuńcze to państwo drogie. Że trzeba ciąć koszty pracy i wówczas wejdziemy na wzrost gospodarczy. Bzdury – twierdził wykładowca.
Poseł postawił sobie za cel obalenie mitu, że państwo socjalne szkodzi rozwojowi gospodarczemu. Stąd w czasie prelekcji wskazywał na czynniki wpływające na dobrobyt poszczególnych narodów, na ich relacje z innymi krajami oraz chociażby na umiejętne rozdysponowanie pieniędzy pobranych od obywateli w formie podatków. Profesor wykazał, że polityka gospodarcza obecnego rządu nie istnieje, lecz jest tylko zlepkiem reakcji na sytuacje kryzysowe. Brakuje jasnego i długofalowego programu budowy naszej gospodarki.
– Mówi się o cięciu kosztów pracowniczych. A przecież nawet wysoki koszt pracy nie szkodzi wzrostowi gospodarki, bo prędzej czy później odebrane pieniądze wrócą do kieszeni pracodawcy! Politycy są od podejmowania niepopularnych decyzji dla pojedynczych ludzi, które są jednocześnie korzystne dla całego społeczeństwa – uważa prof. Jerzy Żyżyński. Za przykład takiej polityki podał formę podnoszenia składek ZUS, które przeznaczone są na wypłaty emerytur i rent. Podparł się przy tym czwartym przykazaniem Dekalogu. – Reforma emerytalna wg ekonomistów miała obniżyć wysokość emerytur przez następne pokolenia. Rzekomo utrzymywanie wysokich składek i solidarności pokoleniowej miało załamać system gospodarczy. A ja się pytam – jak można skazywać starszych ludzi na głodowe emerytury? Przecież oddając w ich ręce więcej pieniędzy, sprawiamy, że oni wydadzą te pieniądze na rynku. A one zasilą konta producentów – uważa prelegent.
■ Jędrzej Rams- "Gość Niedzielny" nr 45/000 z 11.11.2012 r.