Państwo podziemne
Piątą rocznicę smoleńską miałem zaszczyt obchodzić wspólnie z patriotycznym środowiskiem Legnicy. W mieście, w którym ślady stacjonowania armii sowieckiej, można odnaleźć nie tylko w architekturze, ale także w ludzkiej psychice. Nawet obecnie wielu legniczan idealizuje czasy, w których czerwonoarmiejcy stanowili o kształcie, klimacie i sposobie życia. Wspominają czasy niewoli jako okres szczęśliwej koegzystencji z okupantem. Tym trudniej jest w mieście ludziom, którzy rozumieją prawdziwy sens wolności, prawdziwy wymiar niepodległości i prawdziwą miarę suwerenności.
Gdy 10 kwietnia zorganizowano uroczyste obchody rocznicy smoleńskiej tragedii, władze miasta nie wystawiły flag narodowych, nie były obecne na uroczystościach i jako jedynych reprezentantów wysłały poczet Straży Miejskiej. Patrioci z klubów „Gazety Polskiej” czy z Duszpasterstwa Ludzi Pracy ’90 musieli sami zająć się całą organizacją uroczystości, marszu, w którym wzięli udział m.in. harcerze i członkowie Związku Strzeleckiego, a także pięknej Mszy św., jaka była celebrowana w katedrze przez JE bp. Marka Mendyka.
Powstańcze podziemie
Bp Marek Mendyk postawił podczas homilii niezwykle istotne pytania, a także wywiódł doskonałe porównania dotyczące walki o prawdę, która rozgrywała się podczas wojny, gdy polski rząd na uchodźstwie alarmował zachodnią opinię publiczną o masowym mordzie dokonanym na polskich oficerach przez Sowietów, a czasach obecnych, w których niestety to nie przywódcy państwa walczą o prawdę o katastrofie smoleńskiej. O tę prawdę musi walczyć w Polsce opozycja, wszystkie środowiska patriotyczne – księża, dziennikarze, wykładowcy uniwersyteccy, naukowcy, członkowie klubów "Gazety Polskiej" oraz wszyscy ci ludzie, którzy z biało-czerwonymi flagami przychodzą na kolejne marsze, na kolejne miesięcznice i rocznice tragedii smoleńskiej. Odnoszę czasem wrażenie, że w Polsce obecnej tworzy się niejako "państwo podziemnę", funkcjonujące poza strukturami oficjalnymi. Te legnickie obchody, realizowane właśnie w pewnej mierze oddolnie, były dla mnie kolejnym tego przykładem.
Polski naród musiał budować struktury podziemne wtedy, gdy brakowało wolności, gdy zaborca wydzierał nam ją i uniemożliwiał funkcjonowanie w normalnych warunkach. Tak przecież było w okresie Powstania Styczniowego. Gdy mówi się o zrywie roku 1863, to najczęściej skupiamy uwagę na wydarzeniach militarnych czy represji rosyjskiego aparatu ścigania, działaniach komisji śledczych, uwięzieniach w Cytadeli, a wreszcie wieszaniu polskich patriotów. Jednak czymś niezwykle istotnym był fakt, że funkcjonowało wówczas podziemne państwo polskie, którego obszar obejmował wszystkie ziemie sprzed okresu zaborów, a więc wykraczało poza Kongresówkę i działało także w guberniach terenów "zabranych", w Galicji, Wielkopolsce i na Rusi. Państwo to było podzielone administracyjnie, miało swoje powiaty, pieczęcie, sądy rejonowe, aparat policyjny. Funkcjonował rząd oraz urzędy ministerialne. Innymi słowy, Polacy stworzyli podziemne państwo, które spełniało podstawowe funkcje wobec swoich obywateli.
Podobnie rzecz wyglądała podczas trudnych lat okupacji w okresie II wojny światowej. Okazuje się, że w okresie braku suwerenności Polacy potrafią jednoczyć się wokół sprawy narodowej, a jeśli struktura oficjalna nie spełnia funkcji państwa, wtedy tworzą je sami. Czy nie tak właśnie dzieje się i obecnie?
Gdy państwo nie działa
Doświadczamy tego wielokrotnie, i to na wielu polach. Weźmy choćby sprawę kształtowania tożsamości Polaków w oparciu o politykę historyczną. Jak ze swych obowiązków wywiązuje się państwo, którego władze nie są w stanie uchwalić roku, w którym mamy 150. rocznicę zrywu 1863 r., rokiem Powstania Styczniowego? Jak to się dzieje, że gdy obchodzimy równą, okrągłą rocznicę śmierci Traugutta, uznawaną za koniec insurekcji, obchody także nie są organizowane przez urzędy oficjalne, lecz przez partię opozycyjną, Kościół, środowiska patriotyczne?
Jednak najmocniej sprawa braku prawidłowo funkcjonującej państwowości ujawniła się w sprawie katastrofy smoleńskiej. Nie ma potrzeby wymieniać wszystkich zaniedbań, zaniechań, matactw, kłamstw, a nawet ukrywania własnej współodpowiedzialności – doskonale je znamy, śledząc wypadki od pięciu lat. Wniosek jest przerażający: państwo polskie nie jest w stanie spełniać swoich podstawowych funkcji, jakimi są m.in.: ochrona własnych obywateli przed agresją innych krajów, dbałość o śledztwo dotyczące śmierci najważniejszych osób w państwie, poszanowanie i szacunek wobec ich ciał po tragicznej śmierci. Cóż więc dziwnego, że wiele osób śpiewa ostatni wers pięknej polskiej pieśni "Boże, coś Polskę", używając słów, jakie pojawiły się w niej w okresie przed wybuchem Powstania Styczniowego: "Ojczyznę, wolność racz nam wrócić Panie" lub "Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie"?
Wielki krzyk podniesiono, gdy w Legnicy, rok po zamachu smoleńskim w katedrze wmurowano tablicę pamiątkową. Na tablicy znajduje się m.in. takie zdanie: „Pan Prezydent był za życia i po śmierci przez jednych ludzi poniżany i wyszydzany, ale dla wielu rodaków był nadzieją na odbudowę niepodległej i sprawiedliwej Polski”. Cóż w tym ma być kontrowersyjnego? A jednak media polityczno-poprawne podniosły raban. Do tej pory w Legnicy padają oskarżenia wobec twórców owej pamiątkowej tablicy. Co powoduje tę złość? Zapewne ten prosty fakt, że śp. prezydent Lech Kaczyński tworzył Polskę prawdziwą, opartą na fundamencie podstawowych wartości, Polskę, która jako państwo funkcjonuje jak należy – chroni swój byt, dba o obywateli, rozumie potrzebę budowania tożsamości narodowej na bazie szacunku wobec przeszłości i dokonań przodków, przestępców wsadza do więzień, a orderami nagradza tych, którzy tych bandziorów ścigają. Jednak takiego właśnie prezydenta opluwano, atakowano i szydzono z niego. Tak samo jak po roku 1945 komuniści traktowali Żołnierzy Wyklętych. Nazwa "Wyklęci" doskonale do nich pasuje, jest lepsza nawet niż "Niezłomni", pomimo że byli w istocie niezłomni do samego końca. Lecz to, co ich wyróżnia od innych "niezłomnych", to fakt, że przez tę swoją postawę byli "wyklęci" przez swoje "państwo", byli niszczeni przez instytucje własnego kraju, usiłującego wszystkich przekonać, że jest "wolny", „niepodległy" i "suwerenny". Dla każdego było oczywiste jednak, że owa "wolność" to wierutne kłamstwo. Tym trudniej funkcjonuje się, kiedy jest się wyklętym przez wielu rodaków. A mimo to trwa się w tym, co słuszne.
Taki był śp. prezydent Lech Kaczyński. Był właśnie jak owi żołnierze – "wyklęty" przez sporą część oficjalnych, działających instytucjonalnie czynników państwowych, a przez wielu polityków rządzących obecnie, a także dziennikarzy głównego nurtu, jest "wyklęty" do dziś.
Tuż przed obchodami piątej rocznicy smoleńskiej instytucje państwa polskiego dokonały ohydnej wrzutki. Przedstawiły kolejny stenogram zapisu rozmów pilotów tupolewa, wpisujący się w narrację Anodiny. Po raz kolejny podjęto próbę szkalowania czci i honoru polskich pilotów, polskiego prezydenta, polskiego Dowódcy Sił Powietrznych. Tak działa obecnie "oficjalne" państwo polskie. Czy można się dziwić, że my, Polacy, zaczynamy tworzyć własne państwo podziemne? Jeśli bowiem my nie wyjaśnimy przyczyn katastrofy smoleńskiej, nie zrobi tego za nas nikt. Nawet "państwo polskie". Chyba że ... w końcu cały naród przebudzi się. I już w tym roku, po kolejnych wyborach, wszystko się zmieni na lepsze.
■ Tomasz Łysiak – Gazeta Polska nr 15 z 15.04.2015 r.