Umrzeć to zysk
PRZEDMOWA
Myśl księdza Franciszka Blachnickiego uderza swoją aktualnością, mimo że była formułowana kilkadziesiąt lat temu. W ciągu tych dekad bardzo wiele zmian zaszło w świecie i w naszych społecznościach. Dokonały się one również w samym Kościele, jako skutek Drugiego Soboru Watykańskiego. O ks. Franciszku można powiedzieć, że w różnych dziedzinach w jakiś sposób już wcześniej wyczuwał to, co przyniósł Sobór, a po ogłoszeniu jego dokumentów wgłębiał się w ich przesłanie z gotowością przyjęcia tego „światła Kościoła” dla swojego życia i kapłańskiej posługi. Wdrażając je, szczególnie na polu duszpasterskim – a zwłaszcza w dziedzinie liturgii – nie zrażał się różnego rodzaju przeciwnościami i trudnościami, które się z tym wiązały.
Na tle wspomnianych zmian widać, jak myśl i działanie ks. Franciszka świadczą o jego intuicji wynikającej z uległości Duchowi Świętemu oraz o jego zdecydowanej i wytrwałej woli poszukiwania wszystkiego, co mogło wspomagać działanie Kościoła w duchu odnowy wynikającej z Ewangelii. Jakkolwiek wiele sytuacji, w których tworzył i przemawiał, różniło się od tych, które dzisiaj przeżywamy, to jednak to, co przekazywał i na co zwracał uwagę oraz do czego zachęcał – a właściwie co w duchu proroczym przepowiadał – okazuje się bardzo aktualne. Warto więc wciąż poznawać przesłanie tego kapłana – obecnie Czcigodnego Sługi Bożego – które niezależnie od sytuacji i okoliczności pozostaje stale ożywiające i rzuca światło. Zagłębianie się w jego wypowiedzi potwierdza tezę i nas w tym utwierdza, że istnieje prawda, która jest niezmienna i zawsze można ją przeżywać.
„Umrzeć to zysk” – chrześcijański sens istnienia
Tytuł przekazywanego zbioru tekstów dobrze obrazuje istotę myśli Założyciela Ruchu Światło-Życie. Jednym z wiodących motywów jego nauczania i działania jest nawiązywanie (niekoniecznie wypowiedziane wprost, ale zawsze obecne gdzieś w tle) do starożytnego sformułowania, że chrześcijaninem nikt się nie rodzi, lecz nim się staje (fiunt non nascuntur christiani). Skoro więc chrześcijaństwo to nowa forma życia, konieczne jest uchwycenie w tym doczesnym życiu takiego momentu, w którym dokonuje się coś nowego i innego niż tylko to, co jest z naszego naturalnego urodzenia. Takim momentem jest chrzest, czyli zanurzenie w śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa.
Chrześcijanin, który przyjął tajemnicę Jezusa Chrystusa Ukrzyżowanego i Zmartwychwstałego, stale przeżywa swój chrzest w przekonaniu, że nie wystarczy mu tylko naturalne życie. Wierzy Ewangelii, która obwieszcza: w śmierci przyjętej w posłuszeństwie Bogu otwiera się brama nowego życia. Poznając tę nową perspektywę, chrześcijanin wchodzi w nią przez świadome akceptowanie straty czegoś z własnego życia, a ostatecznie samego tego życia. Zaczątek i osadzenie nowego życia tkwi właśnie w przyjęciu przez człowieka jakiegoś wymiaru własnej śmiertelności i porzuceniu własnej koncepcji życia.
Nowe życie rodzi się w sposób już nie naturalny, lecz dzięki łasce przyjętej przez wiarę. Ma w sobie niezmienną trwałość – jest wieczne – bo już przeszło przez śmierć (swoisty niebyt). Daje moc i uzdalnia do przechodzenia przez logikę i rzeczywistość śmierci. Apostoł Paweł powie, że nosimy w naszym śmiertelnym ciele „umieranie” (nekrosis) Jezusa, aby także w naszym ciele objawiło się życie Jezusa (2 Kor 4,10). Życie Jezusa objawia się w nas wtedy, gdy w zjednoczeniu z Nim i od Niego przyjmujemy nowy, inny sposób myślenia i działania, tak by postępować w nowości życia (zob. Rz 6,4) i by w mocy i miłości Ducha mieć też udział w udzielaniu tego życia innym.
W tym znaczeniu można mówić o tym, że „śmierć to zysk”. To, co zazwyczaj nas odstrasza i co staramy się od siebie oddalać, jawi się bowiem jako okazja do odkrywania tego, czego nigdy byśmy nie dostrzegli, gdyby wszystko w naszym życiu biegło po naszej myśli i według naszego sposobu działania. To prawda i to doświadczenie, które było niejednokrotnie obecne w życiu czcigodnego sługi Bożego ks. Franciszka, wyrażona też w jego nauczaniu – co możemy wyraźnie zobaczyć zwłaszcza w drugiej części tego zbioru wypowiedzi – uzasadniają tytuł przyjęty dla tej książki.
W wybranych tekstach oraz kolejności, w jakiej zostały ułożone, odczytuję jasny schemat ukazujący sens dziejów świata i ludzkiej egzystencji. Zrozumienie go i przyjęcie przez tych, którzy uwierzyli i przyjęli chrzest, właściwie ukierunkowuje ich życie doczesne, zorientowane ku temu, co wieczne.
Głębia i bogactwo treści, które otwarły się przede mną po przeczytaniu tego zbioru, skłoniły mnie do szerszego skomentowania, zwłaszcza z punktu widzenia biblisty, każdej z zaprezentowanych wypowiedzi lub grupy tekstów zawierających podobne przesłanie. Okazało się jednak, że jest to zbyt obszerne opracowanie, by mogło zostać tu opublikowane. Zostawiam je więc do wykorzystania w innych okolicznościach, a tutaj spróbuję wydobyć jedynie to, co może pomóc zrozumieć schemat, o którym wspomniałem, i uwypuklić niektóre jego aspekty, a także zobaczyć kontekst, w jakim powstawały wypowiedzi ks. Franciszka, oraz ich stałą aktualność. Zresztą ta aktualność niejako sama się narzuca i pewnie niejeden z czytelników stwierdzi, że słowa tego kapłana są jakby wypowiadane do nas dzisiaj. Wskazuje to na proroczy charakter jego nauczania.
„Księga Objawienia – jedyne prawdziwe spojrzenie” – klucz do odczytania dziejów
Umieszczoną na początku zbioru refleksję Autora nad Księgą Objawienia, czyli Apokalipsą św. Jana, można potraktować jako klucz do odczytywania dalszych tekstów, a przede wszystkim rozumienia sensu dziejów. Jest to Boże objawienie, prawdziwe i niezmienne, odkrywające to, co zakryte, i obejmujące wszystko, a w środku, w centrum, jest BARANEK – zabity i stojący.
Kontekstem życiowym tych rozważań jest przebywanie ks. Blachnickiego w więzieniu. Przyczyną uwięzienia były jego poglądy i postawy, a zwłaszcza ukazywanie drogi bycia niezależnym w ówczesnym reżimie komunistycznym. Wiązało się to z działaniem założonej przez tego kapłana Krucjaty Wstrzemięźliwości i przeciwstawieniem się systemowemu rozpijaniu narodu i jego demoralizacji.
Były to lata, kiedy po pewnej odwilży w 1956 roku nastąpiła ponowna intensyfikacja działań, zmierzających do propagowania i narzucania ludziom ideologii materializmu marksistowskiego, który wykluczał świadomość obecności i działania Pana Boga w świecie oraz religijne postawy obywateli. Ideologia ta miała być jedynym czynnikiem kształtującym życie społeczne i uzasadniającym istnienie jedynie słusznej „prawdy” i racji stanu. Te tendencje i działania jej propagatorów nasilały się w kontekście zbliżającego się wówczas Millennium, czyli Tysiąclecia Chrztu Polski. Chodziło o nadanie czysto świeckiego charakteru tym obchodom, jako państwowym, z umniejszeniem roli Kościoła.
Rozważania nad Apokalipsą spisane przez ks. Franciszka w takich okolicznościach (1961 r.) wskazują zasadniczy motyw będący głównym przesłaniem całej księgi. Jest nim umocnienie wierzących w Chrystusa, by trwali pośród przeciwności i nie ulegali układom władzy. Kontekst historyczny, w którym powstawała Apokalipsa, i ten, w którym swoje rozważania pisał ks. Franciszek, były pod tym względem podobne. Nie dziwi więc, że ks. Blachnicki, mając na uwadze ówczesną sytuację społeczeństwa, a w szczególności wyznawców Chrystusa w Polsce, napisał, że są to czasy apokaliptyczne:
bowiem walka pomiędzy królestwem Bożym a królestwem antychrysta […] weszła dziś w szczególnie ostrą fazę i wzrosło niepomiernie napięcie pomiędzy duchowymi siłami dobra i zła działającymi w historii ludzkości.
Te słowa i dziś, w narastającym zamęcie i napięciu, wzywają do właściwego oceniania rzeczywistości i niepoddawania się obojętności. Apokalipsa – „nieomylny komentarz do historii całej ludzkości i do aktualnych historycznych wydarzeń” – jest nieocenioną pomocą w tym, by rozumieć aktualną sytuację, swoją pozycję i swoje zadania. Z przyjęcia jej przesłania może się rodzić zupełnie odmienny sposób myślenia, postrzegania rzeczywistości, a w konsekwencji także działania. Inny niż ten, który jest przyjęty w świecie, a który dotyka także ludzi ochrzczonych, i to w takiej skali, że ks. Blachnicki określa to zjawisko jako „niewiarę mas”. Jest to skutek takiego pojmowania życia, które ujawniło się u początku stworzenia i jest konsekwencją uzurpowania sobie możliwości własnego poznania dobra i zła, niezależnego od Stwórcy. Tak właśnie Księga Rodzaju ukazuje grzech pierworodny (zob. Rdz 2,16; 3,4-7).
Pan Bóg jednak interweniuje w życie człowieka, wzywa go i uzdalnia do tego, co oznacza i symbolizuje wyjście. Pierwszym momentem wyjścia opisanym w Biblii jest powołanie Abrahama. Skierowane do niego słowo wyjdź wzywa do zostawienia własnej koncepcji życia. Celem tego wyjścia jest widzenie kraju, którego Abraham/człowiek sam z siebie nie może dostrzec, ale idzie tam w wierze, wiedziony głosem (zob. Lumen fidei, 8-15). Ostatecznym celem tego nowego widzenia obiecanego Abrahamowi, jest zobaczenie „dnia Jezusa” (zob. J 8,56), czyli tajemnicy Jego śmierci i zmartwychwstania. Oznacza to, że wezwanie do opuszczenia siebie, skierowane do Abrahama na początku jego doświadczenia wiary, otrzymuje swój najgłębszy i pełny sens w „widzeniu” tajemnicy Jezusa Chrystusa. To jest podstawowy klucz wiary, którym niewątpliwie kierował się ks. Franciszek w odczytywaniu Bożego objawienia, znamiennych wydarzeń w swoim życiu, a także sytuacji społeczeństwa.
W tym kontekście trafne jest zastosowanie przez niego w stosunku do dziejów pytania: „skąd i dokąd“, dla którego dobrym tłem stało się odniesienie do teorii ewolucji. Ówczesna propaganda na różnych płaszczyznach życia odwoływała się do tej teorii, wyraźnie wykluczającej interwencję Boga w stworzenie, i upowszechniała mglistą i niesprecyzowaną koncepcję świata, jednocześnie – w konsekwencji, z konieczności – próbując za wszelką cenę postawiać człowieka na piedestale dziejów. Taka ideologizacja zawsze wyraża się w narzucaniu określonej wizji życia przez tych, którzy są bezpośrednio u władzy lub mają na nią ideologiczny wpływ. W komunizmie używano w tym celu chwytliwych propozycji, przedstawianych jako osiągnięcia człowieka, „wyzwalające” go od Boga, ujętych w takich hasłach, jak: „postęp”, „wolność”, „emancypacja” itd. Człowiek zaś winien w tym wszystkim szukać swego szczęścia. Na tym polega jeden ze sposobów, w jaki apokaliptyczna Bestia zwodzi mieszkańców ziemi, nierzadko posługując się urządzaniem tego świata przez jego władców, którzy nie zastanawiają się, jaki ma być tego cel i kres, i eliminują myślących inaczej niż oni.
Ksiądz Franciszek doświadczył tego między innymi, gdy go oskarżono i osadzono w więzieniu (nie po raz pierwszy). Pisząc tam swoje rozważania, wskazuje na rewelacyjną (objawiającą) prawdę, jaką jest „przedstawienie się” Boga jako „Alfa i Omega”.
Alfa – to początek wszystkiego. Przy czym chodzi tutaj nie tyle o chronologię, ile o zasadę, o źródło i podstawę wszelkiego właściwego rozwoju. Wyklucza to rządzącą się przypadkowością „ewolucyjność”, a ukazuje rozumną celowość i swoisty ład, porządek biegu rzeczy, by tworzyły harmonijną całość. To Bóg Stwórca złożył w stworzeniu modus dziejów. Odkrycie tego porządku i poddanie mu się jest oddawaniem chwały Bogu, co w kluczu liturgicznym Apokalipsy wyobraża dwudziestu czterech Starców i cztery Istoty żyjące (zob. np. Ap 4).
Omega – to określenie celu, czyli dopełnienia wszystkiego. Apokalipsa przedstawia ten etap jako Nowe Jeruzalem – przybytek Boga z Jego ludem. Jest to też pełnia objawienia Boga jako Emanuela. Jest to klucz do rozumienia dziejów. Podobnie, jak w sprawie początku, nie chodzi tu tylko o chronologię, ale o dopełnienie sensu istnienia. Nie chodzi o koniec, ale o nowość pełnego i definitywnego istnienia wszystkiego.
Apokalipsa przedstawia dzieje ludzkości i ich sens w eonie eschatologicznym, czyli ostatecznym. A „Chrystus jest Panem tego okresu dziejów ludzkości – mocno brzmią słowa ks. Franciszka – On jeden zna wszystkie tajemnice wyroków Bożych i jest ich wykonawcą”. On – Lew z pokolenia Judy, Baranek jakby zabity (zob. Ap. 5,5-6) otworzył pieczęcie księgi dziejów i dał nam ich zrozumienie.
Odniosę się tutaj do wymownego określenia: „Stojący Baranek, jakby zabity” (Ap 5,6). Oba występujące tutaj imiesłowy w języku greckim zostały użyte w czasie perfectum, co oznacza, że czynność została w pełni dokonana, a jej skutki trwają. Zachodzi natomiast różnica co do strony owych imiesłowów. Pierwszy ma stronę czynną i wskazuje na to, że Baranek stoi sam z siebie, ma moc stania (mając udział we wszechmocy Boga Ojca). Drugi natomiast jest użyty w stronie biernej, co oznacza, że działanie innych (ludzi) sprawiło, że został zabity. Zatem Baranek niesie na sobie skutki działania innych, ludzi, i dlatego rozlega się śpiew:
Godzien jesteś wziąć księgę i jej pieczęcie otworzyć
[…] Baranek zabity jest godzien
wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć,
i chwałę, i błogosławieństwo (Ap 5,9.12, zob. w. 9-12).
Ten obraz Baranka odnosi się do Jezusa Wywyższonego, który pociąga wszystkich ku sobie i ma władzę wykonywania sądu nad światem (zob. J 12,31-33), oraz do starotestamentalnego objawienia imienia (natury) Boga jako Jahwe, czyli Tego, który jest w płonącym krzewie, nie ulegającym spaleniu. Jest to przesłanie Tego, który sam nie ulega żadnemu „zniszczeniu”, a innym (ludziom) objawia moc istnienia i uzdalnia ich do korzystania z udzielanej przez Niego mocy (zob. Wj 3,2-15; J 17,6-26).
To przesłanie ma wielkie znaczenie dla chrześcijan, którzy – jak pisze ks. Blachnicki – z Objawienia Bożego wiedzą
o wydarzeniach, które poprzedzą bezpośrednio koniec świata i powtórne przyjście Chrystusa (będzie to szczególne nasi¬lenie działalności szatana i jego walki z Bogiem oraz karzących plag Bożych); o «wielkim Dniu Gniewu», czyli o Dniu i Sądzie Ostatecznym.
Ale wiedzą też, że „potem nastąpi wieczne królestwo Chrystusa i Jego wybranych”. Dokona się to nie wskutek rozwoju i postępu ludzkości, ale jako nowe stworzenie będzie darem i dziełem Boga. Wobec tego dzieła Bożego chrześcijanie jednak nie są obojętni czy bezczynni. Mają w nim swój udział jako ci, którzy przeżywają przemianę własnej egzystencji, przechodząc od życia opartego na sobie i swojej mocy do istnienia opartego na Bogu, Panu Wszechświata. Dokonuje się to w zmaganiu i różnego rodzaju próbach i jest świadectwem o nowym sposobie życia w przemijającym i ulegającym mirażom świecie. Chrześcijanie mają inną tożsamość: odniesienie do Boga wyzwala ich spod działania oskarżyciela (szatana), bo doświadczają tego, że jego „władza” została „strącona”. Dlatego w sposób wolny i niezależny angażują się w realne organizowanie życia pod znakiem i władzą Boga, znając cel i kres ziemskiej egzystencji.
Homilie z carlsberskiego okresu życia ks. Franciszka Blachnickiego
Trafna synteza objawienia przedstawionego w Apokalipsie, jakiej dokonał ks. Franciszek w 1961 roku, znajduje swoje echo, a często rozwinięcie oraz egzystencjalne zastosowanie w jego późniejszym życiu i nauczaniu. Dostrzegamy to również w publikowanych w tym zbiorze homiliach z ostatniego okresu życia tego kapłana, jakim był pobyt w Carlsbergu.
Ksiądz Franciszek wyjechał z Polski na krótko przed wprowadzaniem stanu wojennego i w zasadzie nie mógł do niej wrócić. W Carlsbergu rozwinął działalność ewangelizacyjną, wydawniczą i społeczną, co jednak wiązało się z różnymi trudnościami. Dziś okazuje się, że przynajmniej niektóre z nich nie tyle miały jakieś obiektywnie uzasadnione podłoże, ile raczej wynikały z inwigilacji jego osoby. Nie jest to przedmiotem naszych dociekań, niemniej ważne jest, by mieć świadomość, jaką atmosferę i okoliczności tworzono wokół ks. Franciszka i co stanowiło pewne tło jego refleksji. Trudno określić, w jakim stopniu on sam zdawał sobie sprawę z tych „okoliczności”. Niezaprzeczalną prawdą jednak jest to, że nie umniejszyły one jego zaufania do Boga ani jego świadomości misji świadka Ewangelii i pasterza w Kościele. Nie tracił ducha i nadal głosił Ewangelię oraz dawał świadectwo prawdzie i duchowi autentycznej wolności. Wciąż widział zarówno potrzebę głębokiego wchodzenia w tajemnicę Chrystusa, jak i konsekwentnego życia w duchu chrześcijańskim, czyli w mocy sakramentów. Jednym z ważnych motywów, który przewija się w tych homiliach, jak to zresztą było w całym życiu i działalności ich Autora, jest przywiązanie wagi do właściwego wprowadzenia w chrześcijaństwo, czyli potrzeba inicjacji w życie wiary.
Homilie w tym zbiorze zostały ułożone i pogrupowane tematycznie, odniosę się więc do łączących je tematów tak, aby uwypuklić ich aktualne znaczenie dla dynamiki życia chrześcijańskiego i życia Kościoła.
Boża historiozofia
W homiliach znajdujemy niejako kontynuację myśli wynikającej z „więziennego” rozważania nad Apokalipsą. Grupę pięciu pierwszych można objąć używanym w nich przez Autora pojęciem „Boża historiozofia”. Odnoszą się do faktu, że człowiek chce rozumieć bieg dziejów i mieć wpływ na kształtowanie wydarzeń w historii. Skoro jednak odrzuca albo choćby ogranicza prawdę o Bogu jako Panu historii, jest niejako zmuszony wynajdować inne „principia”, które będą nadawały wygodną dla niego wizję świata. Tworzy systemy władzy oparte na przyjętej ideologii. W czasach ks. Franciszka materializm dialektyczny narzucał wizję historii i uzasadniał konieczność poddania się dyktatowi władzy, pretendującej do wchodzenia w kompetencje Boga.
Znamienne jest, że ks. Blachnicki nie przyjmował postawy rewolucjonisty, który by wprost i aktywnie przeciwstawiał się tego rodzaju pojmowaniu władzy i walczył wprost z taką wizją świata. Wiedział bowiem, że taki jest porządek tego świata. Jego myśl podążała drogą dawania świadectwa o innej wizji życia i innym systemie organizacji życia społecznego, wynikających z żywej wiary chrześcijan, ze stylu życia nowego człowieka. W tej koncepcji życia człowiek jest otwarty na Boga, który odsłania swoje plany wobec człowieka i społeczności i jest Panem historii. Aby jednak chrześcijanie mogli o tym świadczyć, konieczne jest, by rozumieli Pisma i mieli Ducha Jezusa Chrystusa. Dzięki odniesieniu do Bożej Mądrości nie ulegną zniewoleniu przez ziemskie doktryny, nie dadzą się wytrącić z właściwej opcji życia przez załamania jakichś koncepcji życiowych czy różne przewroty.
Dla ks. Franciszka jasne było, że dla kształtowania takich postaw ludzi ochrzczonych konieczne jest wdrożenie ich w życie tajemnicą Jezusa Chrystusa, które dokonuje się na drodze inicjacji chrześcijańskiej. To na niej człowiek uczy się przyjmować moc słowa Bożego i sakramentów. Ksiądz Blachnicki wskazuje na trzy etapy tego procesu, które łączą się z trzema formami głoszenia słowa. Są nimi: ewangelizacja (kerygmat, pierwotne obwieszczenie), katecheza (didache, czyli nauka) pogłębiająca otrzymane przesłanie i wreszcie didaskalia, czyli praktyczne pouczenie oparte na przesłaniu kerygmatycznym, które w dużej mierze dokonuje się przez homilię.
Wszystkie te aspekty przepowiadania są potrzebne i musi między nimi zachodzić właściwa relacja. Jeśli zabraknie któregoś z elementów, a w szczególności kerygmatu, nietrudno sprowadzić chrześcijańskie nauczanie do moralizowania. Naturalnie te trzy elementy przepowiadania, a tym samym trzy etapy wzrostu katechumena, a później chrześcijanina nie są sztucznie wydzielone i nie można ich „zaliczyć” i „mieć za sobą”. To jest swoista synergia, która wytwarza się w postawie człowieka wierzącego na miarę wzrastającej zdolności słuchania słowa i przyjmowania mocy płynącej z sakramentów, czyli wchodzenia w misterium śmierci i zmartwychwstania Jezusa Chrystusa, by przeżywać je we wszystkich okolicznościach i warunkach własnego życia.
W obecnej sytuacji Kościoła i kondycji wspólnot chrześcijańskich bardzo ważne jest, aby docenić to, na co już dziesiątki lat temu zwracał uwagę ks. Franciszek w związku z inicjacją chrześcijańską i jej etapami, zwłaszcza jeśli chodzi o ewangelizację. Pogłębienie katechetyczne może się dokonać tylko wtedy, gdy znajduje osadzenie w wierze będącej odpowiedzią na kerygmat, czyli ogłoszenie Dobrej Nowiny. Gdy brakuje uświadomienia i przeżycia treści kerygmatu, wtedy katecheza może zostać sprowadzona do nauczania religii, czyli nauki o Panu Boga, o wierze i o Kościele, bez gotowości osobistego wchodzenia w tajemnicę Jezusa Chrystusa i Kościoła. A przez moralizowanie łatwo kształtować mentalność zewnętrznej i powierzchownej religijności, sprowadzającej sakramenty do obrzędowości i wyrażającej się niejednokrotnie w postawach roszczeniowych.
Inicjacja chrześcijańska, w całej rozciągłości i głębi, jest więc nieodzowna, by kształtować mentalność nie tylko kandydatów do chrztu, ale także ludzi już ochrzczonych (stąd program deuterokatechumenatu w Ruchu Światło-Życie). Zmienia ona jakość nie tylko ich życia we wspólnocie Kościoła, ale także podejście do obecności w świecie. Umiejętne słuchanie słowa Bożego bowiem „stopniowo zanurza nasze życie w świetle” i przemienia sposób patrzenia na rzeczywistość i jej oceniania z Bożego punktu widzenia.
Nowy człowiek, który w procesie chrześcijańskiego wtajemniczenia poznał historię zbawienia, wie, że Bóg nigdy nie przestaje być ostatecznym Panem historii narodów i każdego z ludzi. Choć ciągle nowe bestie „panoszą się, siejąc zniszczenie i spustoszenie”, to właśnie na tle ich przewrotnego działania uskutecznia się panowanie Boga przez Syna Człowieczego. Wcielone Słowo, przez dobrowolne przyjęcie ludzkiej niemocy, co wyraża śmierć na krzyżu, daje świadectwo, że nie owe bestie odniosą zwycięstwo, lecz właśnie On, Świadek wierny (Ap 3,14) – przez przejście przez śmierć i objawienie się Bożej mocy w Jego zmartwychwstaniu. To zwycięstwo otwiera perspektywy królestwa przekraczającego ograniczenia tego świata. Aby wejść w tę perspektywę, konieczna jest wiara, że Bóg – Alfa i Omega – prowadzi historię od początku do końca. Trzeba też włączyć się w tę historię jako swoją historię zbawienia.
Ci, którzy uwierzyli, żyją obietnicą i oczekują zobaczenia „dnia Jezusa”. Nie boją się sytuacji kryzysowych, bo każda taka chwila może się okazać stosownym czasem (kairos, por. 2 Kor 6,2), by doświadczyć działania Boga. Nie boją się końca, końca świata, i w każdej Eucharystii z całym Kościołem wołają o to, by w nadziei mogli oczekiwać „przyjścia naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa”. Oczekują spełnienia danej im obietnicy, wołając: Marana tha, „Przyjdź, Panie Jezu”.
Jeśli człowiek nie żyje obietnicą, trudno mu się oprzeć „odwiecznej pokusie”, którą ks. Blachnicki nazywa pokusą Fausta – „Chwilo, trwaj”. Człowiek chce zatrzymać to, co wydaje mu się atrakcyjne w danej chwili, co go teraz nasyca. Chce to mieć, więc fotografuje, filmuje, składa do sejfu, wpłaca na konto itd. To jednak go zniewala i prowadzi do stagnacji – już to mam, nie interesuje mnie perspektywa przyszłości, wieczności. A jeśli mnie interesuje, to szukam sposobu, by ją opanować po swojemu. Bo w tej koncepcji życia chodzi o to, aby doznawane szczęście, to, co człowiekowi odpowiada i co go zadowala, pozostawało na zawsze. Takie podejście, jakkolwiek atrakcyjne, zamyka na Boga i na Jego działanie, przez które prowadzi On człowieka do udziału w Jego nieskończoności.
Prawdą jest, że przeciwności i trudne doświadczenia w jakieś mierze zabierają człowiekowi poczucie szczęścia i dobra. Mają one jednak swoiste „zadanie” pobudzać człowieka, by wznosił swe oczy ku górom, ku Zmartwychwstałemu (zob. Ps 121; Kol 3,1).
Chrześcijanie wchodzą w przeżywanie relacji do końca świata i do każdego końca w sposób pozytywny, oczekując wyzwalającego spotkania. Wszystko, co przychodzi im przeżyć, przyjmują w wierze, że „Miłującym Boga wszystko służy ku dobremu” (Rz 8,2).
Niebo – naznaczone elementem walki
Dwie kolejne homilie dotyczą nieba jako kresu ludzkiego pielgrzymowania. Do królestwa Bożego jednak wchodzi się przez ciasną bramę – zmagania się o zostawienie samego siebie, swojej koncepcji życia i określania, co jest dobre, a co złe. Jako ikonę odkupienia Autor ukazuje Maryję – Nową Ewę. Ona przeszła przez „ciasną bramę” dzięki swojej „aktywnej pasywności”, czyli poznawaniu i przyjmowaniu woli Boga. Dlatego ma szczególną rolę i miejsce w realizacji zbawienia przez Jej Syna, podobnie też w życiu Kościoła, który „widzi w Niej obraz tego, czym sam pragnie zostać”.
W homilii na uroczystość Wniebowzięcia ks. Franciszek odnosi się do obrazu Niewiasty, Smoka i walki na niebie z 12. rozdziału Apokalipsy. Chciałbym tutaj doprecyzować czy nawet trochę inaczej ustawić sprawę walki ze Smokiem, którą – jak twierdzi Autor – Maryja prowadzi „wraz z nami i w zjednoczeniu ze swoim Synem”, czy też prowadzi ją sam Chrystus: „Apokalipsa ukazuje nam dzieje ludzkości jako dzieje gigantycznej walki między Chrystusem i antychrystem”. Te sformułowania nie wydają mi się w pełni czytelne, a wręcz mogą wprowadzać pewne zamieszanie i niewłaściwie ukierunkować rozumienie chrześcijańskiej walki i zmagania. Mam na względzie to, że homilia została spisana i opublikowana bez możliwości autoryzacji, dlatego zatrzymam się na dynamice walki przedstawionej w Apokalipsie. Warto mieć ją przed oczyma:
• Tym, który walczy, jest Smok. On też chce pożreć Dziecię i – widząc, po strąceniu go na ziemię, że ma mało czasu – ściga Niewiastę oraz walczy z resztą jej potomstwa.
• Drugim, który walczy, jest Michał, archanioł.
• Niewiasta natomiast nie walczy. Jest wzięta na pustynię, w miejsce przygotowane przez Boga, aby ją tam żywiono.
• Dziecię Niewiasty zostało porwane do Boga i Jego tronu. Dziecię też nie walczy, lecz JEST u Boga, jest Bogiem.
Widzimy więc, że Apokalipsa ukazuje walkę między Smokiem – wężem starodawnym – i Michałem –archaniołem, który nie jest Bogiem, ale w pełni reprezentuje Boga. Jego imię „któż jak Bóg” wskazuje, że wszystko, co czyni, jest w pełni odniesione do Boga, jest w imię Boga. On też – według Księgi Daniela – jest rzecznikiem ludzi. Według Apokalipsy w walce nie bierze bezpośredniego udziału ani Bóg (Chrystus), ani człowiek (Niewiasta i jej potomstwo). Inne ustawienie może sugerować pewien dualizm, mianowicie, że w tej walce chodzi o partnerów mających w pewnym sensie równoległe pozycje.
Jest faktem, że na ziemi trwa walka od czasu upadku pierwszych ludzi. Punktem kulminacyjnym tej walki jest zwycięstwo Chrystusa na krzyżu. Ale walka trwa nadal i będzie trwała aż do końca czasów, kiedy dopełni się zwycięstwo Boga w Chrystusie (zob. np. 1 Kor 15,28). Dla Jezusa i Jego uczniów jest to jednak walka wewnętrzna, zmaganie się w sobie i ze sobą, by nie ulec szatanowi. Jeśli mówimy o walce Jezusa, to pojmujemy ją jako zmaganie się w Jego ludzkiej naturze. Świadectwem tego są słowa samego Jezusa: „Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę” (J 12,27), czy Jego modlitwa w Ogrójcu. Jezus nie walczył z szatanem, lecz nie dał się skusić.
Maryja również bezpośrednio nie walczy ani ze Smokiem, ani z innymi mocami piekielnymi. Jest celem jego walki, ale jako niepokalana jest chroniona od wszelkiej „aktywnej styczności” z mocami zła. Nie wchodzi w logikę walki. Zwycięża szatana przez niepokalaną, niczym niezmąconą relację z Bogiem i przyjmowanie Bożego działania wobec Niej. Jest to wielka tajemnica.
Smok prowadzi walkę także z wyznawcami Jezusa. Oni jednak podejmują ją w ten sposób, że – na miarę aktualnej swej wiary i otwartości na moc Ducha Świętego – odnoszą się do już dokonanego zwycięstwa Jezusa Chrystusa na krzyżu i nawet „przegrywając” w oczach świata, prawdziwie zwyciężają (zob. np. Ap 7.9-17).
Wejście w taką logikę uzdalnia do dawania świadectwa pośród niesprawiedliwości. Ci, którzy przyjmą od Chrystusa moc do tego, by nie uciekać się do przemocy i by nie unikać za wszelką cenę przeciwności, lecz zwyciężać zło dobrem, będą jasnym znakiem, że istnieje inny porządek wartości. Kryterium rozróżniania dwóch sposobów pojmowania życia, można powiedzieć, dwóch światów może być stwierdzenie ks. Franciszka: „Niebo jest tam, gdzie jest miłość, a piekło jest tam, gdzie nienawiść”.
Tajemnica Sługi Jahwe i paschalny charakter życia ochrzczonych
Zainicjowanej przez Jezusa rzeczywistości, zorientowanej na niebo, nie da się wyrazić ani przeżywać w kategoriach tego świata. Jest to bowiem inny sposób życia – życia, które przebiega na ziemi, ale jest świadkiem nieba. Tak mogą żyć tylko ci, którzy znają Ojca i wiedzą, że są dziećmi Boga i współdziedzicami Chrystusa (zob. Rz 8,16n). Bóg potrzebuje takich osób będących niejako narzędziem wypełnienia Jego zamysłu dziejów i historii zbawienia. Pierwszą taką Osobą jest Jego Syn – Sługa Jahwe, a potem ci, którzy zostają włączeni w Jego misterium przez chrzest.
I tak przechodzimy do trzech kolejnych homilii, które koncentrują się na Passze Chrystusa i Jego uczniów. Pojawia się tutaj postać Chrystusa jako Sługi Pańskiego. Ten obraz był szczególnie bliski ks. Franciszkowi, który łączył z nim swoje chrześcijańskie powołanie oraz kapłańską i ewangelizacyjną posługę.
Już prorok Izajasz, który zapowiada przyjście Sługi Pańskiego, ukazuje istotne cechy posłannictwa Tego, który ma dopełnić zbawczego planu Boga. Czyni to w ten sposób, że służy realizacji tego planu nie jako ktoś, kto wykonuje zlecone mu dzieło jakby z zewnątrz, zachowując samego siebie, ale godzi się na to, że ten plan „przejdzie” przez Niego, przez Jego ciało, dokona się w Jego egzystencji, tak że wyda On swoje życie. W tym dobrowolnym akcie wydania siebie przez Jezusa wyraża się nieskończona, zbawcza miłość Boga, który „tak umiłował świat” (J 3,16). Właśnie ta miłość sprawia, że śmierć staje się życiodajna. Jak mówi ks. Blachnicki, „śmierć Chrystusa na krzyżu dokonała przedziwnej zamiany, przemieniła sens naszej śmierci (…) śmierć stała się źródłem życia”. I nie chodzi tu tylko o śmierć samą w sobie, ale o to, by przyjąć ograniczenia życia w różnych jego wymiarach, to znaczy by wziąć na siebie i uznać za „należne” wszystkie udręki, niesprawiedliwości, poniżenia i hańbę, wszystko, co po ludzku nie ma sensu i jest nie do zaakceptowania.
Każdy uczeń Chrystusa w jakiś sposób doświadczy tego, co przeżył Jezus, ale jeśli to wszystko
przyjmiemy w zjednoczeniu z Chrystusem, z tajemnicą Jego krzyża, wtedy to, co w nas będzie śmiercią, stratą, odrzuceniem, stanie się równocześnie kamieniem węgielnym, fundamentem naszego wiecznego życia, prawdziwego życia w porządku zmartwychwstania.
Postawa Sługi Jahwe i sposób, w jaki ks. Franciszek nam o niej przypomina, mobilizuje nas do tego, aby ten motyw stawiać na właściwym miejscu i we właściwym świetle w naszym chrześcijańskim życiu. Bo „idziemy drogą krzyża, umierania, nie z jakąś ponurą rezygnacją, z jakimś fatalizmem, ale w wierze w tajemnicę Paschy Chrystusa”. Nie chodzi więc o jakieś cierpiętnictwo, lecz o korzystanie z mocy, by śmierć czynić źródłem życia. To jest właśnie prawdziwe zwyciężanie, które stale może się w nas dokonywać w kontekście umierania.
Ksiądz Blachnicki odnosi nas tutaj do bogactwa tekstów liturgicznych, które ukazują paschalną tajemnicę Sługi Pańskiego i pomagają żyć jej istotą. W praktyce ten motyw często bywa niedoceniony i zastępowany bardziej „atrakcyjnym” podejściem do logiki zbawienia, które koncentruje się na „wybawianiu” od krzyży. Tymczasem właśnie „krzyż to jedyna nadzieja”, bo gdy „wszystko się zmienia i stacza do przepaści, krzyż stoi niewzruszony”, bo „znak hańby stał się znakiem chwały” i „z tej śmierci życie tryska”.
Znak krzyża, kreślony przez przedstawicieli Kościoła na czole kandydata do chrztu, stoi też u początku paschalnego charakteru życia chrześcijanina. Ksiądz Blachnicki mocno podkreśla potrzebę docenienia tego, że „możemy robić użytek z tej przeogromnej Bożej mocy, która została nam zaszczepiona przez chrzest”, że możemy śmierć przemieniać w życie. Do tego jednak potrzebne jest pielęgnowanie w sobie „świadomości paschalnej” jako klucza do wszystkich wydarzeń i okoliczności, które nie zawsze są po naszej myśli. Jeśli jednak świadomie i z wiarą odnosimy się do chrztu, to zawsze możemy w nich doświadczać swojej osobistej paschy – w zjednoczeniu z Paschą Chrystusa. Chrzest wtedy stanie się dla nas „permanentną rzeczywistością”, a nie jakimś obrzędem z przeszłości. Dotyczy to również mocy i skuteczności innych sakramentów, zwłaszcza tych, które wprowadzają w określony styl życia. Gdyby chrześcijańscy małżonkowie bardziej świadomie i z wiarą korzystali z mocy sakramentu małżeństwa, nie byłoby tylu rozwodów i rozejść. Gdyby kapłani z wiarą odnosili się do sakramentu kapłaństwa, nie byłoby tylu kryzysów w ich życiu i odchodzenia od posługi, którą przyjęli.
Z rozważania ks. Franciszka wynika jasne przesłanie: kto przyjmuje chrzest, ma zupełnie inną/nową opcję życia, odwołuje się do zupełnie innych kryteriów i kieruje się zupełnie innymi wartościami. Autor, odnosząc się do rozmowy Jezusa z synami Zebedeusza i ich matką oraz Jego spotkania z Janem Chrzcicielem, pokazuje, że w chrzcie Jezusa i podobnie też w chrzcie tych, którzy chcą być Jego uczniami, nie chodzi o umożliwienie tego, co człowiek chce i czego oczekuje dla spełnienia swoich nawet najlepszych i górnolotnych planów, lecz jest zanurzeniem swego życia w tym, co Pan Bóg dla niego przygotował. Wiąże się to z gotowością przyjmowania prawdy o potrzebie i słuszności umierania, umierania dla siebie, rezygnowania z subiektywnych planów i pragnień. Wyrazem akceptacji nadrzędnej roli Pana Boga w życiu jest „amen” człowieka na to, co Bóg przygotował i co uczynił drogą zbawienia. To amen może w życiu ochrzczonych objawić „przeogromną moc Bożą”.
Spełnienie
Ostatnie dwie homilie w tym zbiorze koncentrują się na tym, co można nazwać ukoronowaniem życia ucznia Jezusa. Chodzi o śmierć, ale widzianą nie tyle jako koniec, ile jako nowy początek. Takie spojrzenie można też odnieść do słów Jezusa na krzyżu: „Wypełniło się” (J 19,30). Użyty czasownik grecki teleo akcentuje nie zakończenie czegoś, lecz raczej osiągnięcie celu działania, zrealizowanie zamierzonego planu, doprowadzenie podjętego dzieła do pełni skuteczności i można powiedzieć, do jego doskonałości.
Takim dziełem była dobrowolna śmierć Jezusa. Do Niego w pierwszej kolejności odnoszą się słowa „Cenna jest w oczach Pańskich śmierć Jego świętych” (Ps 116,15). Zwróćmy uwagę, że tekst hebrajski mówi o „Jego hasidim”. Najkrócej mówiąc, hasidim to ci, którzy doświadczyli łaskawości Boga, poznali ją i przyjęli jako fundament swego życia, dlatego potrafią uznać śmierć za cenną wartość. Śmierć sama z siebie jest czymś negatywnym i Bóg jej nie stworzył (zob. Mdr 1,13nn), lecz skoro weszła przez zawiść diabła i boleśnie dotyka tych, którzy do niego należą (zob. Mdr 2,24), Bóg przez swego Syna przemienił ją w sposób pozyskiwania prawdziwego życia. Jezus najpełniej poznał „łaskawość” Ojca i objawił ją przez swoją śmierć. On też tę „znajomość” łaskawości Boga Ojca przekazał swoim uczniom (zob. np. J 17). Taki użytek (zysk) Jezus uczynił ze swojej cielesnej śmierci i tym samym wypełnił wszystko, co było zapowiedziane już od początku historii zbawienia (zob. np. Rdz 3,15; Ps 116,15).
W zmartwychwstaniu Jezus przyjął w swoim ciele nowy sposób egzystencji. Objawił „nowego człowieka”, otworzył perspektywę stałego przechodzenia przez śmierć do nowego życia, do życia wiecznego w Bogu, którego zaczątek dokonuje się w tym życiu przez wiarę. Uczniowie Jezusa, zanurzeni w tę tajemnicę przez chrzest, poznają łaskę płynącą z Ewangelii i umożliwiającą takie poddanie się prowadzeniu Ducha Świętego, by służyć drugiemu w bezinteresownej miłości, czyli aż do oddawania życia. W ten sposób – przez „amen” wypowiadane w liturgii i w konkretnych okolicznościach życia – objawia się nowość ich egzystencji.
Kształtowanie „nowego człowieka” było przedmiotem troski ks. Franciszka i wyznacznikiem pojmowania przez niego całego duszpasterstwa. Szczególną postacią w tym kontekście jest św. Maksymilian Kolbe, który ze swojego życia uczynił całkowity dar dla drugiego. Ksiądz Blachnicki, któremu ta postać była bardzo bliska, powiedział dobitnie: „Nie liczy się to, czego on dokonał, nie liczą się te z wielkim rozmachem prowadzone dzieła apostolskie, liczy się tylko jego śmierć”. To stwierdzenie, choć może być odbierane jako pewna radykalizacja, jasno ukazuje ukierunkowanie życia chrześcijan i ich misji wobec świata. Tak było też w życiu Jezusa. Podczas publicznej działalności dokonał wielu cudów, odkupił nas jednak przez swoją śmierć i zmartwychwstanie, i posłanie Ducha Świętego.
I my z naszej śmiertelności, akceptowanej w konkretach życia, możemy czynić dar, którego nikt nie jest w stanie odebrać, a który wszystkich obdarowuje. Jest bowiem świadectwem działania Boga w człowieku i obwieszczeniem, że jest droga wyjścia z niewoli samego siebie przez „amen” wobec śmiertelności i umierania. Jest to „amen”, które rodzi życie, nowy sposób życia, który jest zaczątkiem wieczności.
Bardzo wymowne i znamienne jest ostatnie w tym zbiorze rozważanie, ze wspomnienia Wszystkich Wiernych Zmarłych. Główny jego motyw to pamięć. Autor, odnosząc się do fragmentów Księgi Hioba, rozróżnia, czym jest ludzka pamięć i ludzkie wspominanie wydarzeń, a czym jest pamięć w Bogu, czyli to wszystko, co odnoszone przez człowieka do Boga w Nim trwa. Stawia pytanie: Co zostaje w ludzkiej pamięci z tego wszystkiego, co człowiek osiągnął? Są to ślady historii utrwalone na pomnikach, w literaturze itp. Niewątpliwie jest to wiele, jednak w obliczu śmierci nie stanowi wartości. Nie o to też chodzi w życiu człowieka stworzonego na obraz i podobieństwo Boga i odkupionego przez Jezusa.
Ksiądz Franciszek mówi, że od chwili śmierci i zmartwychwstania Jezusa ludzka tylko, znikoma i przemijająca pamięć schodzi na dalszy plan. Istotne jest to, że ludzkie życie trwa w „pamięci” Boga, zawsze aktywnej i niemającej kresu. Zostało bowiem włączone w śmierć Jezusa Chrystusa, którą stale wspominamy, uobecniamy w Eucharystii – „aż przyjdzie”.
Odniosę się tutaj krótko do wyrażenia w polskim przekładzie modlitw eucharystycznych, mianowicie: „wspominając”. Łacińskie Memores igitur oznacza coś więcej niż tylko wspominanie. Bardziej prawdziwy, choć może nie tak zgrabny byłby przekład: „(Będąc) pomni” lub „mając w pamięci”. Jeszcze pełniejsze jest łacińskie recolimus (IV ME), które oznacza zebranie (tutaj: w pamięci) i ciągłe rozważanie śmierci Jezusa i Jego zstąpienia do otchłani. Bez takiej świadomości łatwo o wrażenie, że wchodzimy w jednorazowe, chwilowe wspomnienie. Tymczasem chodzi o trwanie w pamięci. Życie uczniów Jezusa trwa w swojej aktualności i świeżości na tyle, na ile mają stałą pamięć Jego dzieła i odnoszą je do siebie. To jest zadatek mocy Ducha, który ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia (zob. Rz 4,17).
Wyznacznikiem i kierunkowskazem chrześcijańskiego życia, pozwalającym też właściwie patrzeć na naszą śmiertelność i mieć właściwą relację do tych, którzy przez swoją śmierć nas uprzedzili ze znamieniem wiary i żyją w Bogu, są ostatnie słowa rozważania ks. Franciszka:
Chrystus, który jako pierwszy zmartwychwstał, jest rękojmią zmartwychwstania dla wszystkich, którzy w Niego uwierzyli, którzy Go przyjęli, którzy włączyli, wszczepili, wpisali jak gdyby swoje życie w Jego śmierć i zmartwychwstanie, w Jego tajemnicę paschalną.
Obyśmy pomni tej wielkiej prawdy stale nosili ją w sobie jako światło na wszystkich drogach naszego życia. To bowiem jest ostatecznym celem i sensem chrześcijańskiej egzystencji, której właściwy zarys możemy odczytać w zebranych w tym tomiku wypowiedziach Czcigodnego Sługi Bożego.
Przekazuję te moje rozważania z nadzieją, że przynajmniej niektórym czytelnikom będą mogły posłużyć w pełniejszym przyjęciu jego przesłania, tak zakorzenionego w słowie Bożym i odniesionego do paschalnej i chrzcielnej rzeczywistości.
■ bp Zbigniew Kiernikowski – Przedmowa do książki: Franciszek Blachnicki, Umrzeć to zysk, Wydawnictwo Światło-Życie, Kraków 2022. Tekst opublikowany za zgodą autora przedmowy, który 12 czerwca 2025 r. wygłosił w Duszpasterstwie Ludzi Pracy ’90 wykład pt. „Prorok naszych czasów – ks. Franciszek Blachnicki”.