Sekrety Legnicy i nie tylko ....

Na lutowym spotkaniu Duszpasterstwa Ludzi Pracy '90 gościł legnicki historyk, autor książek pt. „Sekrety Legnicy”, dyrektor Muzeum Miedzi – Marcin Makuch.

[image]

   Kilka lat temu nakładem wydawnictwa Księży Młyn ukazała się książka Marcina Makucha "Sekrety Legnicy". Jak pisze wydawca "w Legnicy ścierały się wpływy piastowskie, habsburskie i władców Prus. Między innymi dlatego to prawie 100-tysięczne miasto ma wiele do odkrycia.". I trudno nie zgodzić się z autorem tekstu. Marcin Makuch, legnicki historyk, autor dwóch tomów książek pod wspomnianym powyżej tytułem, dyrektor Muzeum Miedzi był gościem lutowego spotkania Duszpasterstwa Ludzi Pracy '90, które miało miejsce przy parafii Matki Bożej Królowej Polski w Legnicy.
   W przygotowanej prezentacji pt. "Sekrety Legnicy i nie tylko...." uczestnicy mogli zapoznać się – za pośrednictwem bogatego zbioru zdjęć należących, m.in. do większej kolekcji fotografii, kart pocztowych i druków ulotnych Muzeum – z dziewiętnastowiecznym fragmentem dziejów miasta. Legnicę tworzyły barwne postaci, trudne, zwykłe i wstydliwe wydarzenia oraz liczne obiekty zasiadające w przestrzeni rozwijającego się w XIX w. miasta, posiadającego status stolicy rejencji. Warto nadmienić, że Niemcy XIX w. są przedmiotem zainteresowań badawczych Pana Marcina Makucha.
   Gospodarczy, militarny i podążający za nim rozwój demograficzny kreślił cechy XIX - wiecznej Legnicy. Powstawały fabryki, jak słynna fabryka fortepianów Eduarda Seilera, fabryka Teicherta produkująca maszyny do obróbki drewna czy fabryka maszyn rolniczych Feliksa Hubnera. Rządy Nadburmistrza Ottomara Oertela "prawdziwego skarbu", nadawały miastu niezwykłego dynamizmu. Budowano nowe dzielnice, odnawiano stare budynki, unowocześniano kanalizację a także dbano o rozwój gmachów użyteczności publicznej. Do dziś możemy podziwiać okazałe budowle z czasu Oertela, będące współcześnie siedzibami Centrum Kształcenia Ustawicznego, Kurii Biskupiej czy Archiwum Państwowego. Ważnym elementem miasta pruskiego były obiekty o charakterze wojskowym (garnizon, poligon, strzelnica itp.), bo jak mawiał adiutant (za czasów Fryderyka II) von Berenhorst: Monarchia pruska pozostanie zawsze nie krajem, który ma armię, lecz armią, która ma kraj, w którym jak gdyby kwaterowała. Król pruski Fryderyk II Wielki miał zatem tu swój pomnik, bowiem to właśnie on przyczynił się do odebrania Śląska Habsburgom. Pomniki zwycięzców, cesarzy, generałów, bitew i potyczek dekorowały place miejskie, a życie mieszkańców toczyło się po swojemu. Odbywały się koncerty i spektakle w nowo otwartym Teatrze Miejskim, goszczono wybitnych kompozytorów (Franciszek Liszt), podziwiano kunszt orkiestry Benjamina Bilsego – kompozytora i dyrygenta, bawiono się na licznych festynach czy seansach astronomicznych w planetarium Palmiarni...
   Obraz Legnicy zapisany w kronikach, na rycinach, plakatach, biletach, kartach pocztowych czy fotografiach przepadł bezpowrotnie, ale nieubłagany mechanizm niszczenia dziejów przypomina trochę palimpsest, czyli rękopis spisany na wcześniej używanym pergaminie. Kolejne pokolenia wycierając tekst wcześniejszy, nadpisywały na nim własny, jednakże ten, nasączany mlekiem lub owsianką zaczynał przebijać, pozwalając odczytać kryjące się tajemnice z przeszłości.

***

   Z odkrywaniem przeszłości, zwłaszcza Ziem Odzyskanych, bywało różnie, bo to temat zawsze politycznie drażliwy. Mówiąc wierszykiem prześmiewcy, "Sardanapala Nagłowskiego", czyli Mikołaja Reja: "   Nie rusz Andziu tego kwiatka, Róża kole – rzekła matka   ".
   I tak... Wiele lat temu, z okien pociągów wjeżdżających do Wrocławia, witał podróżnych olbrzymi napis, że właśnie przybyli na Ziemie Piastowskie, dziś z plakatów peronowych młodzi ludzie mówią nam, że mieszkają w Polsce, ale bardziej w Europie. Natomiast, gdy otworzymy książki, przewodniki "itepe" dowiadujemy się, że pomiędzy ziemiami piastowskimi a ziemiami europejskimi leżą ziemie małych ojczyzn? I jak tu nie wystraszyć się, nie zgłupieć, albo nie uciec albo zadać pytanie: właściwie to, gdzie jesteśmy gdy mieszkamy lub przyjeżdżamy na Śląsk? Rozwiązaniu tej największej tajemnicy z tajemnic nie ułatwiał fakt, że wiele dzieł, wiele osób, wielu profesji (w tym uniwersyteckich) poddaje się najczęściej narracji danego momentu (wybranej przez siebie opcji) i raz po raz mamy albo bardzo piastowsko, albo wyłącznie niemiecko, albo uczestniczymy w narracjach pośrednich, tzw. koncepcjach małych ojczyzn i mikrokosmosów. Wszystkie jakoby niosące ze sobą palimpsestowe continuum, jakoby równoważne i obiektywnie uzasadnione ale czy na pewno?

   Zapewne na badającego przeszłość czyhają mniejsze niebezpieczeństwa, bo gdy (re)konstruuje się model, odtwarza rysujący się w oddali kształt, pozwolić sobie można (trzeba?) na pomijanie detali – wiedza o tym co późniejsze, pozwala szacować wagę spraw i zdarzeń. Gdy mówi się o współczesności, można jedynie próbować uchwycić przemiany, główne zarysy, dostrzec tendencje, i nie wiadomo, co będzie odosobnionym precedensem, a co reprezentacją rosnącej liczby zdarzeń. Będzie to obraz z którym łatwo się nie zgodzić – zbyt wiele przykładów, jednostkowych doświadczeń będzie świadczyć przeciw każdej konstrukcji. Czy jednak można uchylić się od zobowiązania, czy trzeba się opierać pokusie stawiania diagnoz?

   Profesor Piotr Kowalski (filolog, etnolog, folklorysta, historyk i krytyk kultury, wykładowca akademicki)1) , autor powyższego cytatu, wiele lat temu, do opisu zjawisk współczesnej kultury, użył dwóch pojęć (figur, modeli) nazywając je encyklopedyzmem i palimpsestem. Oba pojęcia wydają się nader aktualne i bardzo pomocne w zrozumieniu współczesnych aktywności ze sfery kultury, do których należy włączyć także postawy jej użytkowników oraz narracje historyczne i społeczne. Kulturowym wzorcem encyklopedyzmu jest dla Profesora biblioteka aleksandryjska, której przyświecała myśl by w jednym miejscu zgromadzić dorobek dziejów, opisać i zinwentaryzować całą ważną dla ludzkości wiedzę oraz utworzyć proste zasady poruszania się po zasobnych alejach:

   nie jest najważniejsze, czy biblioteka aleksandryjska tak rzeczywiście była zorganizowana – istotniejsze staje się przesłanie, jakie stąd wynika, i utrwalający się obraz ówczesnej kultury. Zdaje się to kulturą wyczerpania, swoistego nadmiaru, w którym gubią się głębie i różnice, oddające swoją rangę prostej zasadzie przyporządkowania...

   Manifestując „kulturę wyczerpania” encyklopedyzm skupia się więc na deskrypcji i inwentaryzacji świata, których wynikiem jest redukcja znaczeń (lub uznanie ich za bezzasadne) i addytywność form. Jego formułę wyczerpują produkty – towary, wycinankowe (cut–ups), szybkie, skrótowe, dowolne, jak konstrukcje klocków lego. Mamy więc alfabety zamiast pamiętników, zapiski zamiast esejów i syntez, encyklopedie, słowniki i wiki zamiast bibliotek i księgarń, przyjemność zamiast wysiłku, konsumpcję i bierność zamiast poszukiwań, przypadkowość zamiast synchroniczności. Kulturę encyklopedyczną, utowarowioną, wyróżnia zawieszenie dyskusji o porządku etycznym i estetycznym, bo jak dyskutować z gustami klienta? Wszelkie wątpliwości wyznaczają normy political correctness oraz postmodernistyczne anything goes.
   Mimo, że od analiz prof. Piotra Kowalskiego minęło prawie dwadzieścia lat, są on aktualne, np. coraz mniej dziwią przypadki popularności, np. takich autorów jak modny Yuval Noah Harari (jego książki sprzedają się świetnie!), dla którego połączenie głodu na Ukrainie z pracą dzieci w kopalniach, jako ceny za rewolucję przemysłową XIX w. nie stanowi większego problemu, podobnie jak połączenie zbrodniczych ideologii nacjonalistycznych z działaniami demokratycznie wybranych polityków, jak Donald Trump i Jarosław Kaczyński. Podobnie konstatacja o rozdmuchiwaniu zjawiska terroryzmu dzięki autorskim zestawieniom procentowym ofiar terroryzmu z ofiarami wypadków samochodowych.
   Odmiennymi regułami rządzi się palimpsestyczność. W zmiennym świecie odnosi się przede wszystkim do zachowywania ciągłości znaczeń i symbolicznych zasobów danej kultury i społeczeństwa:

   W kulturze trwają one, choćby nawet przysłonięte następnymi nawarstwieniami sensów, a nawet radykalnymi reinterpretacjami, zaprzeczeniami, odrzuceniami. Historia kultury to dzieje przyrastania znaczeń, ich kumulowania, a nie zerwania, porzucenia czy amnezji. Nieusuwalna palimpsestowość kultury polega na podtrzymywaniu pamięci o tym, że istnieją inne niż aktualne znaczenia. Znaczeń (kontekstów minionych) nigdy nie udaje się wymazać... Nie udaje się to politykom, władcom, instytucjom władzy; pamięć można utracić, nie można jej pozbawić.

   W modelu palimpsestowości mieści się kumulatywność i związana z nią powolność procesu żmudnego nauczania, badania, poznawania ku zdobyciu pożądanej kwalifikacji, wiedzy i mądrości. Świetnie rozumieją to (przynajmniej niektórzy) twórcy, artyści i rzemieślnicy, których wyjątkowe umiejętności zawarte w tworzonych dziełach są okupione ciężką, codzienną, wieloletnią pracą doskonalenia warsztatu, wyszarpywania z tworzywa pracy warstw głęboko skrytych oraz wieczny dialog z utworami kanonicznymi. Palimpsestowość to także otwartość i dialogiczność, jak pisze Profesor: szczególny przypadek intertekstualności, wymagający rozpoznania idei, tekstów, wyobrażeń, wartości danej grupy odesłanych często do nieaktywnych zasobów tradycji […] tylko ustawiczny ruch, przypominanie i zapominanie znaczeń, budować będzie podstawy dla rozumiejącego bycia w świecie.

***

   Książka i prezentacja Marcina Makucha uchylają rąbka minionego życia, rytmu, który nadawali ludzie i polityka. Wpisują się do przyjętego w latach dziewięćdziesiątych kanonu popularyzowania i "przewodzenia" po rozmaitych zakątkach Dolnego Śląska i historii niemieckiej wschodnich rubieży. W przestrzeni "ciekawości" i "zbierania informacji" niewątpliwie zaspakajają oczekiwania gości, mieszkańców i czytelników oraz są wyrazem pracy i pasji autora.
   Obrazki wyłaniające się z kart książki oraz prezentacji są na wskroś idylliczne, przyjazne, miłe, ale jakie być mogą widoki pięknych ogrodów i zabaw ludowych, mód "na Liszta" czy koncerty w nowo wybudowanym teatrze miejskim? Rozbudowa miasta budzi podziw dla urbanistycznej spójności, a „rywalizujące” ze sobą kościoły protestancki i katolicki wydają się zabawne. Rodzi się w nas zachwyt nad gospodarnością, dynamiką, dobrobytem, wysoką kulturą mieszczan, nawet wówczas, gdy w odległym planie swój cień rzucają takie postaci jak Fryderyk II, Wilhelm I, Otto Bismarck, kreatorzy późniejszych wydarzeń wymienianych bez oddechu przez ucznia szkoły średniej: rozbiorów Polski, germanizacji, naruszeniu dobrostanu Kościoła katolickiego, technologii morderczych pojazdów i bomb, założeń imperialnej polityki, wybuchu wojen śląskich, zawłaszczenia habsburskiego Śląska i następujących zmian cywilizacyjnych. Książka i prezentacja niosąc swój walor turystyczno-ciekawostkowy czyni Liegnitz miastem z przeszłością i wartym uwagi. Natomiast w swej warstwie kulturowej wpisuje się raczej w popularny dla tego typu publikacji, ekspercki „encyklopedyzm” (w rozumieniu prof. P. Kowalskiego) o konstrukcji pozwalającej wznosić dowolną budowlę bez potrzeby ułożenia ich w opowieść, analizę i wnioski, nie dając tym samym czytelnikowi i słuchaczowi szansy na samodzielność oraz podjęcie dialogu z przeszłością, nawet burzliwego i niekomfortowego. Jest też zapewne odpowiedzią na sposób "encyklopedycznego" kształcenia historycznego i postępujący zanik wiedzy humanistycznej u odbiorcy tekstu historycznego:

   kolekcjoner informacji będzie miał satysfakcję dziecka bawiącego się klockami lego: nie ma wprawdzie instrukcji obsługi, co skazuje go na samodzielność i oferuje złudzenie wolności wyboru… można więc z tych w pełni kompatybilnych elementów zbudować gigantyczną wieżę, monstrualną sylwetkę, ogromną postać, potwora – cokolwiek… ale czy uda się wyposażyć układankę w sens?

   Jeśli nawet w napotkanej literaturze, nie uda się odszukać sensów, zwiedzając Legnicę, Dolny Śląsk, i każdy inny zakątek świata, warto przeglądać się w historii Śląska, zatrzymywać na dłużej chwile naszych zachwytów (i wzgard) i pytać, i pytać, i pytać, co tak naprawdę nas porusza? Może to zmęczenie brzydotą byle jak zabudowanych polskich miast, miasteczek i wsi, może obojętność na sprawy wspólne, może bezsilne "czekanie na polskiego Oertela, który zamieni ten zakątek na miejsce z widokówek i smartfonów, a może...?

■ Joanna Kielar – poszerzony tekst artykułu, który (z galerią zdjęć) został opublikowany na portalu legnica24h.pl: https://legnica24h.pl/sekrety-legnicy-i-nie-tylko,4902,a.html



1) Prof. dr hab. Piotr Kowalski (1952-2011) – absolwent filologii polskiej Uniwersytetu Wrocławskiego, profesor zwyczajny i wykładowca na Uniwersytecie Opolskim , Uniwersytecie Jagiellońskim i Uniwersytecie Wrocławskim. Jego główne zainteresowania naukowe to: kultura staropolska, historia kultury polskiej XVII i XVIII wieku, historia kultury i komunikacji, historia literatury i kultury popularnej, teoria kultury i metodologia badań kulturoznawczych, teorie badań folklorystycznych, tradycyjne i magiczne wizje świata (kultura magiczna i ludowa), antropologia współczesności, krytyka kultury.

(c) 2006-2024 https://www.dlp90.pl