Benedykt Polak – uczestnik legacji papieskiej do chana mongolskiego (1245-1247)
Uwagi wstępne
Nieraz uważa się, że Marco Polo, wenecki kupiec i podróżnik, był pierwszym Europejczykiem, który dotarł do Azji Centralnej, stamtąd wrócił, a swoje obserwacje tamtejszych ludów i krain ujął w swym słynnym "Opisaniu świata". Nie pomniejszając zasług i sławy tego wybitnego wenecjanina (1254-1324), którego wiadomości o tych odległych regionach niebywale wzbogaciły wiedzę geograficzną i ludoznawczą o Azji, należy jednak wspomnieć, że wielu wówczas uważało jego informacje za wydumane i zbyt odległe od rzeczywistości. A nawet obecnie niektórzy autorzy wątpią, czy Marco Polo w ogóle dotarł do Chin, gdyż w "Opisaniu" m.in. brak informacji o monumentalnym murze chińskim, o piciu herbaty czy o piśmie chińskim; nie ma też żadnej wzmianki o jego osobie i działalności w historiografii dynastii mongolskiej w Chinach, podczas gdy o wielu cudzoziemcach w owym czasie zachowały się ich biogramy czy też informacje o ich funkcjach i działalności.
Natomiast nie ulega żadnej wątpliwości, że już 9 lat przed urodzinami Marco Polo i 26 lat przed jego wyruszeniem w podróż, z ojcem Niccolo i stryjem Matteo, z posłaniem od papieża Grzegorza X do chana Mongołów, dwaj podróżnicy franciszkańscy, Jan de Piano Carpini i Benedykt Polak z Wrocławia, dotarli drogą lądową z listem papieskim do wielkiego chana do Syra Orda (w pobliżu Karakorum) i z jego pisemną odpowiedzią wrócili do papieża w Lyonie. Była to pierwsza, pionierska wyprawa odkrywcza do Azji Centralnej, trwająca ponad 2,5 roku, a relacje o niej, ujęte w 3 różnych opisach, w tym jednej także autorstwa Benedykta Polaka, zawierają niezmierną ilość oryginalnych, dotąd nieznanych Europejczykom informacji o ogromnych przestrzeniach azjatyckiego kontynentu i zamieszkujących tam ludach, ich kulturze materialnej, społecznej i duchowej, wierzeniach i obyczajach. Tę odkrywczą wyprawę Carpiniego i Benedykta w głąb Azji oraz ich relacje, które szeroko otwarły drzwi dalszym badaczom, podróżnikom, misjonarzom i poselstwom, coraz bardziej docenia się w czasach najnowszych oraz ich wartość etnologiczną i religioznawczą dla badań nad Mongołami w XIII wieku, a także dla historii stosunków ekumenicznych między Kościołem katolickim a Kościołem prawosławnym i nestorianami. Nie można też pominąć faktu, że właśnie obydwaj franciszkanie byli pionierami odkryć geograficznych w Azji Centralnej, a ich relacje o dalekich tamtejszych ludach przyczyniły się do rozbudzenia zainteresowań Zachodu tymi odległymi regionami, możliwościami ewangelizowania tamtejszych społeczności, a nawet nawiązania stosunków handlowych z tymi krajami.
W przededniu wyprawy
Wiek XIII w Europie stał pod znakiem zmagań krajów chrześcijańskich z napierającym islamem, od wschodu z nawałnicą tatarską oraz walk między cesarstwem a papiestwem. O ile podczas wielusetletnich wojen z wojskami muzułmańskimi zdołano w dużej mierze poznać przeciwnika, jego taktykę bojową, nieraz i odnieść nad nim zwycięstwo, to o Mongołach czy Tatarach, przyczynach ogromnej skuteczności ich strategii wojennej, dzięki której pokonywali największe armie i zdobywali najpotężniejsze twierdze, o ich organizacji wojskowej, społecznej, politycznej, wierzeniach, praktykach, na Zachodzie niewiele było wiadomo. W ogóle mało wówczas było informacji o ludach środkowo czy wschodnioazjatyckich, przy czym niektóre wiadomości były fantastyczne, oparte na mitach, legendach, pogłoskach, pochodzących nieraz sprzed kilkuset lat. Dlatego nagła inwazja Mongołów porażająca swoim zasięgiem, okrucieństwem i szybkością, wywołała w Europie konsternację, panikę i katastroficzne nastroje. W 1238 r. bano się ich np. w Europie północnej do tego stopnia, że rybacy z Gotlandii i Bornholmu nie ważyli się wypływać na połów ryb. W ciągu jednego pokolenia Mongołowie stworzyli największe w historii imperium, sięgające od Pacyfiku po Europę wschodnią.
W 1241 r. wojska mongolskie uderzyły na Polskę, Czechy, Węgry, Bałkany. Po klęsce Polaków pod Legnicą (9 kwietnia 1241) i rozgromieniu Węgrów pod Mohi (11 kwietnia 1241) zagony tatarskie w szybkim pochodzie, pokonując w ciągu doby niekiedy nawet ok. 100 km, dotarły pod Wiedeń i nad Adriatyk. I choć Europa zachodnia stanęła przed nimi otworem, skłóceni jej władcy nie organizowali na większą skalę wspólnej obrony. Przeciwnie, w maju 1241 r. walka między cesarzem Fryderykiem II a papieżem Grzegorzem IX osiągnęła swe apogeum. Świadek tamtych czasów – Jordan z Giano, charakteryzując grozę tych dni, pisał w swoich listach (z kwietnia, maja i czerwca 1241 r.) o rzeziach i spustoszeniach dokonanych przez Mongołów na Rusi, w Polsce i Czechach, o śmierci naczelnego przywódcy polskiego Henryka II i wielu tysiącach jego wojowników, na których uderzyli Tatarzy w nieumocnionym obozie; podał, że tam na placu boju zginęło ok. 10 000 jego ludzi. Tymczasem chrześcijanie są bezsilni z powodu toczonych między sobą wojen i panujących podziałów i jak się wydaje nie napawa ich troską wspólne zagrożenie.
Gdy wojska Batu w 1242 r. przygotowały się do szturmu na Tegeste (Triest), nagle wycofały się przez Bułgarię i Ruś do stepów nadwołżańskich: kurier z Karakorum przyniósł bowiem wiadomość o śmierci wielkiego chana Ugedeja (11 grudnia 1241 r.). Batu wolał wrócić do swej rezydencji Saraj nad Wołgą, by móc wywrzeć większy wpływ na wybór nowego chana. Na Zachodzie o tym jednak nie wiedziano i lada dzień spodziewano się kolejnego pustoszącego najazdu.
O Mongołach podawano sobie z ust do ust najokropniejsze wieści; już samą ich nazwę Tatarzy zmieniono na Tartari ("piekielnicy"), wywodząc ją od mitycznego Tartaru – najmroczniejszej części Hadesu. Krążyły wieści, że są podobni do szatanów, mają głowy jak psy, że pożerają ciała swych wrogów i zbezczeszczone przez siebie dziewice. Widziano w nich apokaliptyczne zastępy Goga i Magoga, które ruszyły na podbój krajów chrześcijańskich. Odczuwano na Zachodzie brak rzetelnych, sprawdzonych informacji o tym nowym wojowniczym ludzie ze Wschodu, o jego potędze militarnej, sposobach walki, możliwościach pokonania go.
Próby nawiązania kontaktu z Mongołami
W warunkach oczekiwania kolejnego najazdu Tatarów i daleko idącej inercji władców świeckich w obliczu zagrażającego niebezpieczeństwa, papież Innocenty IV powziął śmiały plan pozyskania władcy Mongołów dla chrześcijan i skierowania ich razem z nimi przeciw islamowi. Ponieważ legacja ta uchodziła z różnych względów za szczególnie niebezpieczną, papież wysłał w drogę kilka delegacji, wręczając im list do wielkiego chana. Miały próbować różnymi drogami dotrzeć do jego stolicy. Trasę "północną" przez Niemcy, Czechy, Polskę i Ruś obrał Jan di Piano Carpini. Wyruszył z Lyonu w daleką drogę w Wielkanoc (16 kwietnia 1245 r.) w towarzystwie innego współbrata, który w drodze zachorował. Towarzyszył on Carpiniemu co najmniej do Wrocławia. W tym mieście Carpini przybrał sobie trzeciego brata franciszkanina o imieniu Benedykt, Polaka rodem.
Carpini, podejmując się wyprawy na dwór chana, był już człowiekiem wiekowym: liczył ok. 60-65 lat. W 1221 r. – jeszcze za życia św. Franciszka – w grupie 26 franciszkanów udał się do Niemiec. Od 1222-1224 r. był kustoszem klasztorów saksońskich, w 1228 r. został przełożonym prowincji niemieckiej (Teutonia), w 1230 r. tworzył prowincję hiszpańską; w latach 1232-1239 kierował prowincją saksońską, rozszerzając zakon w Czechach, Polsce, na Węgrzech, w Danii, Norwegii i Lotaryngii. Głosił kazania w języku łacińskim i lombardzkim. Sprawowane przezeń urzędy wymagały od niego utrzymywania dobrych kontaktów z kuriami i dworami, zręczności w pertraktacjach i taktu. Był przy tym człowiekiem skromnym; podziwiano jego pokorę, gdy mimo pokaźnej tuszy podróżował tylko na osiołku. Trasa poselstwa z Lyonu nic jest dokładnie znana; wiadomo, że prowadziła przez Czechy, gdzie w Pradze życzliwie przyjął je król Wacław I Ottokar (panował 1238-1253). Król radził Carpiniemu, by obrał drogę przez Polskę i Ruś; dał mu listy polecające, glejt i zaopatrzenie na drogę. Również na Śląsku zostali dobrze przyjęci przez Bolesława II Łysego (Rogatkę), którego żona Anna była siostrą Wacława I. Także on dał posłom listy polecające, glejt i zaopatrzenie.
Benedykt Polak – uczestnik legacji do chana mongolskiego
O ile wiadomo, że Benedykt Polak przyłączył się do poselstwa we Wrocławiu, o tyle nie ma informacji, kiedy i gdzie dokooptowany został jeszcze dość tajemniczy C. de Bridia, który opisał podróż legacji do Karakorum, powołując się przy tym częściowo na Benedykta. Najprawdopodobniej nie brał jednak udziału w całej podróży: zapewne należał do tej części poselstwa, którą Batu zatrzymał 8 kwietnia 1246 r. i dopiero 25 marca 1247 r. po powrocie Carpiniego i Benedykta od chana dołączył on na lewym brzegu Dniepru do nich. Inicjał imienia "C" wskazuje być może na Czesława; z analizy wewnętrznej tekstu zdaje się wynikać, że był on Polakiem. Określenie "de Bridia" prawdopodobnie określa miejsce jego pochodzenia, choć może wskazywać także na klasztor, w którym przebywał. Pod nazwą „Bridia” pierwszy wydawca jego Historii Tatarów G. D. Painter dopatrywał się Brzegu na Śląsku i najczęściej na to miasto się wskazuje; ale brane są też pod uwagę inne miejscowości.
Również o Benedykcie Polaku – towarzyszu i tłumaczu Carpiniego, współtwórcy sukcesu legacji papieskiej do chana Mongołów zachowało się bardzo niewiele informacji historycznych. Data jego urodzenia i śmierci nie jest znana. Najprawdopodobniej należał do konwentu franciszkańskiego we Wrocławiu, który został założony w 1236 r. Administracyjnie należał do prowincji czesko-polskiej. Określenie Benedykta jako Polaka miało w owym czasie określony sens identyfikacyjny. Prowincja czesko-polska miała bowiem charakter wielonarodowościowy. Bracia pochodzili, zwłaszcza na początku, także z Niemiec, Włoch, Anglii. Benedykt Polak pełnił u boku Carpiniego przede wszystkim funkcję tłumacza języków słowiańskich. Dobry tłumacz na dworach książęcych i w kuriach biskupich, zwłaszcza przy załatwianiu niezbędnego wyposażenia poselstwa do dalszej podróży, w pertraktacjach z ludźmi, od których zależało powodzenie legacji, był szczególnie potrzebny. Nadto w samym państwie mongolskim, między innymi na dworze chana, było sporo jeńców rusińskich, a Benedykt miał już prawdopodobnie jakieś doświadczenie w sprawach ruskich. W każdym bądź razie porozumienie się z Rusinami nie nastręczało mu kłopotów. Nasuwa się pytanie, czy Benedykt znał także język mongolski. Na pewno nie znał tego języka dobrze, skoro w obozie Korenzy do tłumaczenia papieskiego listu na ten język trzeba było sprowadzić za opłatą osobnego tłumacza z Kijowa, który jednak sobie z tym zadaniem nie poradził. Więcej szczęścia mieli w ordzie Batu; gdy posłowie doręczyli tam list papieski, to prosili wcześniej o przydzielenie im tłumaczy, którzy byliby w stanie go przetłumaczyć. Carpini pisze: „Zostali oni nam dani w Wielki Piątek. Przetłumaczyliśmy list starannie wraz z nimi na język ruski, saraceński i tatarski. Tłumaczenie to zostało przedstawione Batu, który je przeczytał i dokładnie się z nim zapoznał”. Translacja tekstów nie była więc dziełem tylko owych tłumaczy ("wraz z nimi"). Chodziło jednak w tym przypadku o bardzo dokładne tłumaczenie, nadto w formie pisemnej.
Z niektórych tekstów zdaje się wynikać, że Benedykt kontaktował się bezpośrednio z Tatarami, np. w obozie Batu, albo też z dwoma Tatarami, którzy jechali z legacją do chana. O rozmowach Benedykta z Tatarami wspomina także C. de Bridia, np. "Bratu Benedyktowi opowiadał pewien Tatar...", albo "Tatarzy opowiedzieli naszym braciom ...". Przypuszczalnie Benedykt znał początkowo jedynie parę słów mongolskich, których być może nauczył się już na Rusi. Dalsza nauka tego języka odbywała się już w drodze w ramach "konwersacji" z towarzyszącymi legacji Tatarami i podczas postojów, np. u Batu, a zwłaszcza podczas kilkumiesięcznego pobytu na dworze Gujuka. Nie da się jednak wykluczyć, choć jest to z pewnych względów mniej prawdopodobne, że Tatarzy, którzy stanowili obstawę posłów, znali trochę język ruski, tak że Benedykt mógł się z nimi porozumieć.
O działalności Benedykta po powrocie z Mongolii niewiele wiadomo. Jest rzeczą charakterystyczną, że Carpini nie zrezygnował z niego, gdy osiągnęli zachodnie granice obszaru polskojęzycznego, lecz zabrał go ze sobą w dalszą drogę, najprawdopodobniej na dwór papieski do Lyonu. Mogło na tym zaważyć kilka względów: Benedykt, prowadząc pertraktacje, pełniąc funkcję tłumacza, był głównym "nośnikiem informacji" ze względu na możliwość porozumienia się z Rusinami i Tatarami, miał także wiele "zasłyszanych" wiadomości, niezwiązanych bezpośrednio z poselstwem, które mogły okazać się jednak dla papieża czy innych władców interesujące i ważne; w razie potrzeby mógł też niektóre dane wyjaśnić, skomentować, uściślić. W drodze powrotnej, począwszy od Rusi, posłowie byli wprost zasypywani pytaniami o ludziach, zdarzeniach, osobliwościach w krainach, które przemierzyli. Rolę Benedykta w tym czasie trafnie charakteryzuje informacja o nim w Annales s. Pantaleonis Coloniensis: „Bracia Mniejsi, wysłani przez papieża do Tatarów, powracali mając przy sobie list, który władca Tatarów skierował do Papieża. Jeden z tychże Braci Mniejszych o imieniu Benedykt, Polak rodem, w czasie przejścia przez Kolonię przedstawił ustnie i jasno, jak widział i słyszał, pewnemu prałatowi, niegdyś scholastykowi kolońskiemu, w naukach bardzo biegłemu, treść tego listu i przebieg całej podróży odbytej z bardzo wielkim trudem i wśród niebezpieczeństw. To dodano do oddzielnej przyniesionej przez tych braci księgi o pochodzeniu i obyczajach oraz wszelkich zwyczajach Tatarów, ponieważ ten (właśnie) brat ustnie (wyraźniej) uwydatnił szczegóły”.
Można tu wskazać na dość ważny szczegół, że autor tej informacji nie przypisuje autorstwa księgi o Tatarach w jej obecnym kształcie wyłącznie Carpiniemu ("to dodano do oddzielnej przyniesionej przez braci księgi ..."); autor, podając jej treść, nie wymienia opisu samej podróży, który obecnie stanowi rozdz. IX Historii Mongołów. Z kontekstu nie wynika jednak również, by ten rozdział był autorstwa Benedykta, tym bardziej że nie ma w nim treści listu chana do papieża, nawet w jakiejś formie uogólnionej. Przypuszczalnie Carpini, jako "redaktor naczelny" książki, nie chciał uchybić dyskrecji obowiązującej go jako legata, publikując treść pisma skierowanego do papieża bez jego zgody.
Z kontekstu "Sprawozdania" Benedykta zdaje się wynikać, że towarzyszył Carpiniemu do samego Lyonu, gdzie w tym czasie rezydował Papież: "Bracia zaś posuwali się naprzód ku zachodowi, przeprawiwszy się przez Ren koło Kolonii, powrócili do pana Papieża do Lyonu. Przedstawili mu list cesarza Tatarów"; było to 13 listopada 1247 r.
Był jeszcze inny istotny wzgląd, dlaczego legat zechciał zabrać ze sobą Benedykta, najprawdopodobniej do samego Lyonu. Otóż niejednokrotnie w drodze powrotnej posłowie spotykali się z niedowierzaniem, a nawet powątpiewaniem, czy w ogóle u Tatarów byli; z rezerwą i nieufnością spotykały się ich relacje, które daleko wykraczały poza sprawy ludziom ówczesnym znane, czy o których wiedziano z historycznych przekazów czy nawet mitologii". Dlatego Carpini pod koniec Historii Mongołów, odparowując tego typu posądzenia o jakieś próby mistyfikacji podaje: "Ażeby nie powstała jakakolwiek wątpliwość u kogokolwiek, że byliśmy u Tatarów, wymieniamy na piśmie imiona tych, którzy tam nas spotkali". W tej sytuacji Benedykt, znający dokładnie przebieg wyprawy, wtajemniczony we wszystkie tajniki przeprowadzanych rozmów na "wysokim szczeblu", który przeprowadzał rozmowy z przeróżnymi ludźmi w drodze i na postojach, był wprost idealnym "świadkiem koronnym" tego, o czym legat papieski referował. Chodziło przecież o możliwie obiektywne, wiarygodne przedstawienie papieżowi, co zgodnie z jego poleceniem zbadali i czemu się dokładnie przyjrzeli, i jak pisze Carpini: "co wykonaliśmy z gorliwością tak my, jak brat Benedykt Polak”.
Przypuszczalnie jeszcze dalszy powód zadecydował o zabraniu Benedykta do Lyonu: posłowie już w drodze spotykali się z wielkim zainteresowaniem w różnych środowiskach w Polsce, Czechach, Niemczech, Belgii, Francji swoimi przeżyciami w krajach, które przebyli, charakterystyką tych azjatyckich ludów. Na dokładne ujęcie pisemne zdarzeń w drodze, opis zauważonych osobliwości u Mongołów, zwłaszcza na dworze chana, wciąż brakowało czasu, a "przyniesiona przez tych braci księga o pochodzeniu i obyczajach oraz wszelkich zwyczajach Tatarów", o których wspominają Annales s. Pantaleonis Coloniensis, wymagała istotnych uzupełnień, wyjaśnień". Jak jednak przyznaje Carpini: „Wówczas nie mieliśmy chwili spokoju, aby ją móc zupełnie wykończyć. [...] Skoro mieliśmy jakikolwiek wolny czas, poprawialiśmy do końca i [doprowadziliśmy] do doskonałego czy najdoskonalszego przedstawienia tych [spraw], które poprzednio nie były w zupełności opracowane”.
W ostatniej redakcji sprawozdania książkowego najbardziej Carpiniemu mógł niewątpliwie pomóc Benedykt. Nie da się jednak konkretnie wskazać, co w Historii Mongołów pochodzi od Benedykta. Ostatecznie Carpini jako legat papieski kierował wyprawą, odpowiadał za jej powodzenie przed papieżem, za całokształt relacji o niej i jak się na ogół przyjmuje, on był niekwestionowanym redaktorem naczelnym całej Historii[/], niezależnie od tego, ile pomysłów, spostrzeżeń, treści rozmów z Rusinami i Tatarami wniósł do niej Benedykt. Można nadmienić, że w sprawie autorstwa [i]Historii zdecydowana większość autorów napisanie tej książki przypisuje wyłącznie Carpiniemu; tylko niektórzy przypisują napisanie ostatniej jej części, zawierającej tzw. itinerarium Benedyktowi Polakowi albo też współautorstwo całej książki, a nawet wysuwają kwestię, czy Benedykt nie napisał całej książki.
O dalszych losach życia Benedykta po jego powrocie z Francji (w 1248 r.) niewiele wiadomo. Nie pozostał przez dłuższy czas ani we Wrocławiu, ani na Śląsku, co mogło być uwarunkowane wzrastającymi tu animozjami na tle narodowościowym. Intryguje też pytanie, dlaczego w kilku kronikach franciszkańskich z tego czasu nie ma żadnej wzmianki o wyprawie Carpiniego (Włocha) i Benedykta (Polaka) do Mongołów, gdy nieraz zawierają stosunkowo mniej ważne wydarzenia. Nie wspomina ich nawet Długosz. Nie zachował się też żaden odpis "Sprawozdania" Benedykta w archiwach franciszkańskich w Polsce. Często przyjmuje się, że Benedykt osiadł w Krakowie i że został tam gwardianem w klasztorze franciszkańskim. Najprawdopodobniej w trzecim kwartale 1252 r. występował w charakterze świadka cudu, dokonanego za przyczyną św. Stanisława ze Szczepanowa. Określany jest on w odpowiednim dokumencie jako "gwardian zakonu braci mniejszych, który był u Tatarów". Być może, iż w jakiś sposób przyczynił się pozytywnie do załatwienia kanonizacji Stanisława ze Szczepanowa.
Znaczenie sprawozdań legacji do chana mongolskiego
Informacje dotyczące Tatarów, ich imperium, potęgi militarnej, strategii wojennej, kultury, przywiezione przez Carpiniego, Benedykta i C. de Bridię, miały dla papieża, władców, a nawet zwykłych ludzi ogromne znaczenie: przede wszystkim pozwoliły ludziom na Zachodzie wyrobić sobie realistyczną opinię o tych najeźdźcach, przyczynach ich sukcesów, zorientować się w ich zamiarach, demitologizować ich szybką ekspansję. Posłowie nie taili ich okrucieństw, agresywności, przebiegłości; ale podkreślali też ich pozytywne cechy, np. solidarność, karność wojskową, wytrzymałość w trudach, poszanowanie u nich cudzej własności, czystość rodzinną, honorowanie nietykalności poselskiej, szybkość podróżowania, bezpieczeństwo na drogach, drakońskie kary wymierzane przestępcom, świetną organizację i administrację, sprawny system dziesiętny. Carpini i C. de Bridia podali bardzo ważne z punktu widzenia wojskowości dane o ich uzbrojeniu, liczebności wojsk, formie ataku, a co szczególnie istotne jest, wskazali na możliwość skutecznego przeciwstawienia się im w razie nowego najazdu, a nawet pokonania Mongołów, przy czym uzbrojenie, organizacja wojskowa, sposób dowodzenia powinny być podobnie podejmowane jak u Mongołów. A nadto, co w związku z tym było bardzo ważne: nie przypisywali ich nieprzerwanego pasma zwycięstw jakimś siłom demonicznym, nie widzieli w ich wojownikach jeźdźców apokaliptycznych, czy piekielników albo zastępów Goga i Magoga, nie można też w nich upatrywać ewentualnych sprzymierzeńców w walce w mahometanami.
Poselstwo to w niebywały sposób poszerzyło także horyzonty geograficzne, dostarczyło ogromną ilość informacji kulturowych, religijnych, etnologicznych o ludach dotychczas Europie nieznanych. Jeśli nawet weźmiemy pod uwagę krótkie "Sprawozdanie" Benedykta (i dołączony do niego "List Gujuka"), to mimo swej zwięzłości zawiera ono wiele istotnych danych o wielkiej doniosłości. Stanowi ono poniekąd skrót IX rozdziału Historii Mongołów Carpiniego i jest swoistym itinerarium podróży legatów na Wschód przez Polskę oraz Ruś Kijowską, znajdującą się podówczas już pod władzą tatarską. Ogromnie przydały się podarunki, w które zaopatrzono ich w Polsce dla dostojników mongolskich. Po przekroczeniu pierwszej strażnicy tatarskiej w Komanii przesiedli się na bardzo wytrzymałe konie tatarskie, które kilkakrotnie w ciągu dnia zmieniali. Benedykt opisał sposób podróżowania, obserwacje na trasie podróży, sposób przyjmowania ich przez dostojników mongolskich, zwłaszcza na dworze Batu i chana, scharakteryzował rezydencję Gujuka, gdzie przebywali 4 miesiące, będąc także świadkami wyboru nowego chana. Po wyborze Gujuka urzędnicy i tłumacze wysłuchali poselstwa papieża, po czym odesłano ich do matki cesarza, która zajęła się nimi bardzo troskliwie i przyjaźnie. Po załatwieniu wszystkich spraw zostali wyprawieni przez cesarza z listem oznaczonym jego pieczęcią. Aby zanieśli go papieżowi".
Legacja nie osiągnęła celu pierwszorzędnego, zamierzonego przez Innocentego IV – zaprzestania przez Mongołów dokonywania najazdów na kraje chrześcijańskie, przyjęcia przez nich chrztu, ewentualnie pozyskania ich jako sprzymierzeńców. O misjonowaniu wśród nich nie było nawet mowy. Ale ten pierwszy rekonesans, w miarę dokładny i rzeczowy zainicjował serię dalszych kontaktów dyplomatycznych, handlowych, misyjnych, otworzył bramę na Wschód. Do tego sukcesu walnie przyczynił się niewątpliwie Benedykt Polak, który skrzętnie zbierał informacje, obserwował, nawiązywał kontakty, tłumaczył rozmowy i nie żałował sił i zdrowia, by legacja papieska osiągnęła zamierzony cel.
Pozostał jednak przez wieki w cieniu swego współbrata – legata Carpiniego, który z wdzięcznością i uznaniem pisze i o nim w swojej Historii Mongołów. Mało znane pozostało także jego krótkie "Sprawozdanie", a nawet jego osoba w Polsce. Podczas gdy Historia Carpiniego reprezentowana jest przez wiele rękopisów, to Relatio Benedykta znane jest zaledwie z dwóch rękopisów: paryskiego i wiedeńskiego, co nie świadczy o jej upowszechnieniu się po jej wydaniu. Najprawdopodobniej nie znał jej również Długosz; nie wspomina on o Benedykcie w swojej Historiae Poloniae ani też o jego udziale w legacji na dwór chana. W tłumaczeniu polskim relacja Benedykta ukazała się stosunkowo późno, bo dopiero w 1986 r., i to w miejscu niełatwym do znalezienia (J. Strzelczyk, red., Spotkanie dwóch światów – Stolica Apostolska a świat mongolski w połowie XIII wieku, Poznań 1993).
Zbyt mało znany jest jeszcze w naszym kraju udział Benedykta Polaka w legacji papieskiej w XIII w. na dwór chana mongolskiego, do której powodzenia walnie przyczynił się, i o jego sprawozdaniu z tej podróży, która wiodła z Wrocławia do dalekiego Karakorum. Stanowiła ona dla ówczesnych ludzi prawie niewiarygodny wyczyn, który i w naszych czasach zdumiewa.
(fragmenty wykładu z 13.12.2007 r.)
■ o. Franciszek M. Rosiński OFM – wykład wygłoszony 13.12.2007 r.
Więcej na temat wyprawy można przeczytać w artykułach autora wykładu: Benedykt Polak – prekursor polskich badań etnologicznych w Azji, w: Antoni Kuczyński (red.), Polskie opisywanie świata. Od fascynacji egzotyką do badań antropologicznych, UWr 2000, s. 7-21 oraz Benedykt Polak – współodkrywca Azji Centralnej, w: „Studia Franciszkańskie”, nr 22, Poznań 2012, s. 305-328.