Vratislavia – wróciła sława

Te Deum 20-lecia we Wrocławiu


Z woli waszego arcypasterza, arcybiskupa Bolesława Kominka, w dniu Te Deum 20-lecia polskiej organizacji kościelnej na Ziemiach Zachodnich przypadło mi razem z wami rozważać magnalia Dei – wielkie sprawy Boże, które na naszych oczach się objawiły.
   Kościół Boży czytał w ubiegłą niedzielę słowa, podnoszące nas na duchu: "Błogosławione oczy, które widzą, co wy widzicie" (Łk 10,23). Zapewne, Chrystus Pan mówiąc te słowa, miał na uwadze całość wielkiej miłości, która objawia się światu z Serca Ojca, który jest miłością, przez Syna umiłowania Ojcowego i przez Matkę Pięknej Miłości; przez Kościół, który jest nadprzyrodzoną organizacją miłości i przez świętych obcowanie, przez błogosławioną Dobrą Nowinę i zwycięski Krzyż Chrystusowy. Mając przed swoimi oczyma wszystko – od momentu rozpoczęcia dzieła zbawienia na ziemi aż do momentu dokonania się niewyczerpanej Miłości Bożej – ogarniając od krańca do krańca dzieje miłości Ojca i dzieje Kościoła miłującego, Jezus Chrystus mógł mówić: "Błogosławione oczy, które widzą to, co wy widzicie".
   W całej Ojczyźnie naszej, a w tej chwili szczególnie w mieście Wrocławiu, możemy powtórzyć te słowa za Chrystusem. Jest w nich i znak miłości Bożej i podziw Chrystusa dla dzieł Ojca, i nasz podziw dla niezbadanych tajemnic Bożych na świecie, dla działań Boga, który jest Panem narodów.

W blaskach przeszłości
   W chwili, gdy tematem naszego rozważania jest praca Kościoła Bożego na terenie miasta Wrocławia i archidiecezji wrocławskiej, słusznie możemy uważać oczy nasze za błogosławione, że widzą to wszystko. Słuszną będzie również rzeczą, jeśli w rozważaniu dwudziestolecia pracy Kościoła archidiecezji wrocławskiej, która nas tak raduje, cofniemy się daleko w przeszłość.
   Godzi się bowiem wydobywać z dziejów to, co szlachetne. Na dzieje składają się chwile radosne i bolesne. Może tych bolesnych jest więcej, a może one bardziej tkwią w naszej pamięci niż radosne, bo ranią – są cierniem, którego nie można wydobyć z serca. Dobrze jednak czyni ten, kto na dzieje patrzy przytomnie, umiejąc wydobyć z nich wszystko, co szlachetne, na co zdobył się człowiek wspierany łaską Bożą i miłością braterską, by odżywić pokolenia obecne i te, które idą. Wśród historyków nie brak pesymistów, ale też nie brak i realistów, których nazwałbym optymistami. Potężna alchemia zła, chociaż byłoby ono najbardziej zdobywcze, może tylko "przydać się" Bogu, ponieważ On jeden umie z największego zła wydobyć jeszcze jakieś dobro, tak iż śpiewamy: Felix culpa! – "szczęśliwa wino, która takiego miałaś Zbawiciela!" W dziejach narodu i w jego życiu bywa najczęściej tak, że nie to, co jest złem i nieszczęściem, ale przede wszystkim to, co jest miłością, pozostaje jako trwały wkład w krzepiący dorobek, którym człowiek żyje i z pomocą którego idzie śmiało w przyszłość. Spojrzyjmy więc w przeszłość, by z niej wydobyć to, co jest radością i pociechą, co trwa i krzepi ku przyszłości.

Gniezno – Wrocław. Powiązanie historyczne
   Stojąc na wrocławskim bruku, przy tej szacownej Katedrze, która również czci swoje Tysiąclecie, kierujemy nasz wzrok daleko stąd, na północ, do kolebki diecezji wrocławskiej – na Wzgórze Lecha, do Gniezna.
   Oto Rok Tysiączny! Na Wzgórzu Lecha ma miejsce Zjazd Gnieźnieński. Przy zwłokach Męczennika znad Bałtyku, świętego Wojciecha, który od Bramy Kłodzkiej przeszedł na dwór gnieźnieński, gromadzą się przyjaciele Męczennika: bohaterski król Bolesław Chrobry i Otto III, imperator rzymski, który przy grobowcu Wojciechowym zapłonął wielką przyjazną miłością do naszego władcy. Towarzyszy im duchem papież Sylwester II z dalekiego Rzymu i jego wysłannicy, legaci i kardynałowie, którzy znaleźli się w świcie Ottonowej. Wszyscy klęczą przy świętych szczątkach. I przy nich z woli papieża rodzi się pierwsza metropolia polska – metropolia gnieźnieńska. W skład jej wchodzą diecezje: gnieźnieńska, wrocławska, krakowska i kołobrzeska. Odtąd Polska ma już swoją metropolię, ma więc własną organizację kościelną, własnych biskupów i własnego metropolitę. Uniezależnia się od wpływów ludzi obcych, którzy nas nie rozumieją. Wola Ojca Świętego – przy mądrej polityce polskiego władcy – sprawia, że moce i energie duchowe, społeczne, narodowe i polityczne, będą się odtąd wypowiadały w duchu właściwym dla naszych potrzeb narodowych i młodej państwowości polskiej. .Cztery stolice stają jak gdyby murem obok pierwszej stolicy biskupiej w Poznaniu. Polska rządzona przez pięciu biskupów ordynariuszy rozpoczyna już swoją rzetelną pracę nad pogłębianiem ducha Bożego.
   Warto przypomnieć, że wiadomości te czerpiemy z kroniki Tiethmara, w której jest pierwsza wzmianka o Wrocławiu jako o stolicy biskupiej. Jest to świadectwo dalekie i nie podlegające żadnej wątpliwości, bo pochodzi od człowieka, który nie zawsze umiał kochać obiektywnie, jak przystało na chrześcijanina.
   Odtąd rozpoczynają się wspólne dzieje metropolii gnieźnieńskiej i tych diecezji, wśród których Wrocław zajmuje bardzo doniosłe miejsce. To jest światło! Przypominamy je w tej chwili dlatego, że postanowiliśmy sobie dzisiaj mówić samymi światłami. W granicach młodej jeszcze organizacji kościelnej żyje ten sam duch, którym żył zachodni świat chrześcijański. W młodym Kościele polskim będzie przepowiadana Ewangelia wszelkiemu stworzeniu. Kapłani będą jednoczyli lud Boży w imię Trójcy Świętej; będą pobudzali do miłości społecznej, głosząc, że nie ma większej nad tę, gdy ktoś duszę swoją daje za braci; nie ma większego i trwalszego przykazania nad to jedno: "Będziesz miłował Pana, Boga twego, a bliźniego swego jako samego siebie" (Mt 22,39).
   Kościół Chrystusowy w naszej młodej Ojczyźnie powoli jednoczył Naród mocami Bożymi, ucząc go świętej miłości, ducha współżycia, współdziałania i przezwyciężania wszelkiej nienawiści przez miłość. W ten sposób nowy obyczaj przenikał i wiązał Naród, który przez niezbadane Miłosierdzie Boże poderwał się z mroków ku przedziwnej Bożej światłości.
   Oto jeden promień i światło. Chociaż jest ono dalekie, daje nam argument na czasy dzisiejsze. Możemy powiedzieć, że to szlachetne dwudziestolecie, pełne niezwykłej pracy polskiego duchowieństwa diecezji wrocławskiej, pełne żywej wiary ludu chrześcijańskiego i uczynków miłości, jest powiązane i jak gdyby spotęgowane przeszłością Tysiąclecia. Jest to szlachetny rodowód. Ostatnie dwudziestolecie, jak gdyby młoda, kwiecista roślina, czerpie z potężnej gleby tysiącletniej przeszłości, z której wyrasta, by dziś radować nasze oczy.
   Tak jak w dziejach życia ludzkiego, tak i w dziejach każdego narodu są radości i smutki, blaski i cienie. Cieniami, które przesłoniły promienie, był okres podziału po Bolesławie Krzywoustym. Któż właściwie jednoczy wtedy ziemię śląską? I to całą? Skłóceni książęta nie mogli znaleźć wspólnego języka, ale we Wrocławiu był biskup katolicki. On i jego stolica byli tym magnesem, który przyciągał wszystkie skłócone dzielnice i księstwa Piastowskie. W tym trudnym okresie Wrocław stał się siłą jednoczącą – poprzez swą stolicę biskupią.
   Ukażę wam jeszcze inne promienie. Oto wspaniała postać Jadwigi Śląskiej. Przed kilku godzinami klęczeliśmy przed jej grobowcem. Powiedzieliśmy sobie: Tu zaczynamy Te Deum ziemi wrocławskiej, bo to było światło. To ozdoba Piastów śląskich, a zarazem święta córa Kościoła Chrystusowego. Pouczają nas historycy polskiej kultury religijnej, że jej żywotem żyły i na nim wychowywały się całe pokolenia ziemi wrocławskiej, tak iż pomimo różnic, cierpień i boleści, ta święta Patronka Śląska, wsławiona w całej Polsce, jednoczyła, zespalała, podtrzymywała na duchu, godziła i łagodziła, zostawiając wspaniały przykład dla współczesnych sobie, dla następców i dla nas dzisiaj.
   Ówczesnej ziemi śląskiej, jak i całej Polsce – a może i całemu chrześcijaństwu, potrzeba było ducha ofiary. I oto nowe wspaniałe światło: Henryk Pobożny i niedaleka stąd Legnica, gdzie trzeba było umierać za braci. Młody książę, niebaczny na skutki swego porywającego szczytnego idealizmu, nie chcąc młodego, chociaż cennego życia oszczędzać, świadom, że "pożyteczną jest rzeczą, aby raczej jeden człowiek zginął za naród, a nie cały naród" – pada na polach legnickich, zasłaniając swoją piersią ziemię ojczystą. Ustanawia wspaniały wzór, jak książę chrześcijański ma duszę swą dawać za braci, naśladując Chrystusa, aby wszyscy, którzy rządzą i władają, wiedzieli, że rządzić to znaczy służyć i raczej krew własną oddać za innych, aniżeli po cudzą sięgać. Obok świętej Jadwigi Śląskiej, wspaniały wzór Henryka Pobożnego niezwykle mocno wszczepił się w świadomość naszego Narodu. Ja sam, syn ziemi podlaskiej, nie zapomnę, jak w moim rodzinnym domu ojciec, ucząc mnie początków historii, wdrażał w duszę chłopięcą głęboką cześć dla rycerza chrześcijańskiego, który umiał umierać za Ojczyznę. O! Jak bardzo potrzeba nam takich wzorów poświęcenia i pełnego zapomnienia o sobie, byleby tylko usłużyć Ojczyźnie naszej świętej wszystkimi wartościami, których ona potrzebuje!
   I jeszcze jedno światło ukażę wam, abyście wiedzieli, jak z zamierzchłej przeszłości mówią dzisiaj do nas nasze polskie dzieje. Oto błogosławiona Jolanta! Przez różne pokrewieństwa wiąże ona Śląsk Piastowski z Gnieznem i Kaliszem. W ubogim klasztorze Klarysek żyje jako miłosierna pani i modli się za wszystkich, którzy potrzebują zrozumienia ducha chrześcijańskiej ofiary i wyrzeczenia się siebie. Ileż tu przede mną stoi dziewcząt i kobiet, które ze czcią noszą jej święte imię! Wędrujemy dziś wspomnieniem do jej grobowca, w którym spoczywa w klasztorze franciszkańskim w Gnieźnie.
   Są również światła bardzo bliskie, które promieniują na naszych oczach, chociaż korzeniem głęboko wgryzają się w ziemię wrocławską.
   Spojrzyjcie wokół siebie! Spojrzyjcie na wspaniałe świątynie, które nas otaczają na Ostrowie Tumskim. To są świadkowie naszej prastarej tu obecności. Całe dzisiejsze śródmieście Wrocławia – jego chluba - powstało za czasów polskich. Z tamtych czasów – piastowskich i czeskich – pochodzą świątynie, które czekały i czekały, aż się doczekały... Może przez popiół, krzyż, cierpienie i śmierć, może przez odarcie z chwały, ale podniosły się wreszcie przez pracę waszych dłoni, pracowity ludu śląski, przez pomoc własnego państwa i wysiłek Narodu, przez pieczę Kościoła Chrystusowego. To są świadkowie naszej wspaniałej przeszłości i naszej prastarej tu obecności, chluba czasów polskich. Całe śródmieście Wrocławia, które znów powstało, to światło i promień naszych czasów, które dziś do nas przemawiają i są dla nas potężnym argumentem.
   Można by dotknąć, chociażby krótko, momentów bolesnych, przesuwających się poprzez ziemię śląską – przemocy rozdwojenia religijnego. Mówmy oględnie, mówmy delikatnie...W momencie tego rozdwojenia polskie tradycje ludowe schroniły się w katolickiej pieśni religijnej, w obyczaju rodzinnym i tam uratowały zarówno religijność katolicką, jak i polskość. Aż dotarły do naszych czasów.
   I jeszcze jeden promień! Trzeba wspomnieć, że chociaż mijały wieki, nadal pozostawał widoczny związek z metropolią gnieźnieńską. Granice przedzieliły Wrocław od reszty Polski. Jednakże przez długie wieki Śląsk politycznie już nie związany z Macierzą, kościelnie był jeszcze związany z metropolią gnieźnieńską. Aż do roku 1821 biskupstwo wrocławskie należało do metropolii gnieźnieńskiej. Nieprzyjazna dłoń chciała położyć kres tej wspólnocie. Może to ta sama ręka, która wyburzyła centrum miasta i zamieniła Wrocław w rumowisko, o czym świadczy kronikarz z okresu oblężenia, proboszcz wrocławski! Jednak ta ręka uschła. Jak ongiś, do roku 1821, tak i dziś istnieją ślady nawiązania do dawnej przeszłości: do łączności biskupstwa wrocławskiego z całą Polską i z metropolią gnieźnieńską.
   Takich promieni i krzepiących świateł można by wydobyć z przeszłości wiele. Ale nie do nas w tej chwili należy bawić się w historyków, nie czujemy się nawet do tego przygotowani. Z dalekiej przeszłości wybieramy to, co krzepi, podnosi ducha, co jest dla nas argumentem usprawiedliwiającym naszą tu dziś obecność, modlitwę i "Te Deum ziemi wrocławskiej!"

Wrocisław - powrót sławy
   Pozwólcie, że po tym historycznym rzucie oka wstecz przejdę do teraźniejszości. Wczytując się w nazwę: Vratislavia, Wrocisław, Wrocław - znalazłem między innymi takie jej wyjaśnienie: Wrocisław, Wróci sław – wróci sława, powrót sławy! Może to dziś właśnie jest powrót sławy?! Może to właśnie teraz: "Błogosławione oczy, które widzą to, co wy widzicie!" Może to właśnie na oczach naszych przejawiają się te magnalia Dei?! Bo przeszliśmy przez ogień i wodę, i wyprowadził nas Bóg na miejsce ochłody... Prawdziwe dzieła Boże przez ludzi! Bogu służy wszystko. Tak często my, kapłani, śpiewamy: "Królowi, któremu wszystko żyje, pójdźmy, pokłońmy się!" Tak jest i w ziemi wrocławskiej, która do niedawna przywalona gruzami, dźwiga się z nich dzisiaj, wraca jej sława i dawna krasa.
   Dziś w Polsce Milenijnej mamy zwyczaj sięgać do najdawniejszych metryk. Szukamy ich w podziemiach, rozkopujemy kurhany, stare gruzy i zamczyska. Ale rzecz ciekawa, że najwięcej znajdujemy w sakralnych zabytkach przeszłości. Kościół ma prawdziwy talent otaczania przeszłości czcią. Słusznie więc czynią archeologowie, mężowie nauki i konserwatorzy, gdy szukają szlachetnych metryk naszej przeszłości milenijnej w gruzach i podziemiach świątyń. Tak przebadali serce Katedry Poznańskiej, podziemia Katedry Gnieźnieńskiej i tak też przeszli przez podziemia Katedry Wrocławskiej.
   Przed kilku dniami stałem na Ostrowie Lednickim za Gnieznem. Obok jednej świątyni odkopano tam w ostatnich miesiącach drugą. Na dnie gruzów tej świątyni – bodaj z czasów Dąbrówki – znaleziono krzyż biskupi. W ten sposób dzieje nasze się wydłużają i pogłębiają. Dąb polski zapuszcza korzenie coraz głębiej w ziemię ojczystą. W katedrach z Roku Tysiącznego odczytujemy kamienne relikty, poznajemy znaki z przeszłości, które mówią: Byliśmy tutaj! Tak! Byliśmy tutaj! I znowu jesteśmy! Wróciliśmy w Dom Ojczysty, rozpoznaliśmy ocalałe znaki, rozumiemy je. Rozumiemy tę mowę! To nasza mowa! Kamienie wołają do nas ze ścian! Pozostałe w podziemiach prochy, które nagromadziła ziemia, przemawiają do nas ojczystym językiem. Jak do naszego Chopina przemawiały poszumem wierzby mazowieckie, tak do nas przemawiają mową ojczystą relikty, wydobyte z podziemi katedr milenijnych.
   Najprościej i najbardziej skutecznie jest nawiązać do świątyń. Patrząc na świątynie piastowskie, wczuwając się w ich wymowę, wiemy: na pewno to nie jest "dobro poniemieckie", to jest dusza polska! Dlatego nie były one nigdy i nie są dobrem poniemieckim. To nasze własne ślady królewskiego szczepu Piastowskiego! Przemawiają do ludu polskiego bez komentarzy. Nie potrzeba nam objaśnień, rozumiemy dobrze ich mowę.
   Do świątyń na Śląsku i na całym terenie Ziem Odzyskanych odważnie i mężnie nawiązał nasz przedwcześnie zgasły poprzednik, śp. kardynał August Hlond, Prymas Polski, gdy wysyłał administratorów apostolskich do Wrocławia, Opola, Gorzowa, Szczecina i Olsztyna. Ten sługa ołtarza, salezjański zakonnik, a jednocześnie tak przewidujący i potężny mąż stanu, dobrze wyczuł polską rację stanu, posyłając jak najprędzej do świątyń, które przemawiają z rozwalonych i rozdartych murów polską, rodzimą mową – polskich kapłanów i hierarchów. Możemy ich dziś zaliczyć do najbardziej zasłużonych w dziele organizowania administracji kościelnej, tego ośrodka jednoczenia ludzi. Chylimy przed nimi czoła i wypowiadamy głębokie dla nich uczucia.
   Jakże raduję się w tej chwili, że świętą Mszę Te Deum Wrocławia śpiewa tak zasłużony dla Kościoła i Narodu kapłan – ksiądz infułat Karol Milik. Nie zapomnę nigdy, jak tutaj obydwaj chodziliśmy po rozoranej Katedrze, bez sklepienia, jeszcze pełnej gruzów. Patrzyłem na tego człowieka pełen podziwu: ileż tam było wiary, tężyzny, męstwa, ile przekonania, że nie ma rzeczy niemożliwych! Dzisiaj widzimy: prawdziwie są ludzie, dla których nie ma rzeczy niemożliwych. Ojczyzna im za to zapłaci pamięcią. A Dobry Bóg na pewno ubogaca dziś radością to kapłańskie serce, które ogląda chwałę "Córy Królewskiej" na Ostrowie Tumskim.
   Wszystko, co czynił kardynał August Hlond, działo się za najwyższą aprobatą Stolicy Świętej. Jestem autentycznym świadkiem takiej właśnie postawy Stolicy Apostolskiej, Ojca Świętego Piusa XII, Jana XXIII i Pawła VI, których postawa, błogosławiąca naszą pracę kościelną i religijną na Ziemiach Zachodnich, jest niezmiennie wierna, bardzo dla nas cenna, pełna zrozumienia i duchowej aprobaty.
   Z aprobatą Stolicy Świętej, błogosławieni przez kardynała Hlonda, przybyli na Ziemie Odzyskane administratorzy apostolscy. Zaczęła się praca. Poderwano się do budowy świątyń. Duchowieństwo, biskupi i lud Boży zaczęli tworzyć przez pracę, wiarę i miłość, przez poświęcenie, ducha pokoju i zaparcia się siebie prawdziwe więzy wiary, miłości i pokoju.
   Gdy Kościół śpiewa tu dziś swoje Te Deum, gdy gruzów jest coraz mniej, a wieżyce podniosły w niebo swoje jasne czoła, gdy dzwony z tych wieżyc głoszą chwałę Nieśmiertelnemu Królowi wieków, a my, słudzy ołtarza, jesteśmy tu wszyscy obecni: biskupi, duchowieństwo, zakony, cały Kościół widzialny - trzeba stwierdzić, że Kościół to nie rywal, to sprzymierzeniec! Kościół nie pragnie doczesnej władzy, tylko pragnie miłości, uszanowania jego posłannictwa i praw ludu Bożego do wolności czci Bożej. Oczekuje takich praw w Ojczyźnie, na jakie pracą swoją, wiernością i cierpliwością zasłużył.

   Pozwólcie, że powtórzę słowa niedzielnej Ewangelii, które niech radują wasze dusze: "Błogosławione oczy, które widzą to, co wy widzicie!" Vratislavia – Wrocławiu! Błogosławione oczy, które widzą to, co widzisz! Wrocławianie! Błogosławione oczy, które widzą to, co wy widzicie! Arcypasterzu wrocławski! Błogosławione oczy twoje, które widzą to, co widzisz. Co widzi twoja gorliwa, kapłańska i arcypasterska dusza!
   Wróciła sława twoja, Vratislavia, Wrocławiu! Serca nasze podnoszą się w tym wrocławskim Te Deum i wołają: "Nieśmiertelnemu Królowi wieków po wszystkie wieki chwała. Amen!"

■ Stefan Kardynał Wyszyński – homilia wygłoszona w Archikatedrze św. Jana Chrzciciela we Wrocławiu (31 sierpnia 1965), opublikowana w: Stefan Kardynał Wyszyński Prymas Polski „Z rozważań nad kulturą ojczystą”, Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1998, wydanie II; podkreślenie – Stanisław Andrzej Potycz.

(c) 2006-2024 https://www.dlp90.pl